[K] EastWest Hollywood Orchestra Gold

Kompletuję sobie powolutku biblioteki orkiestrowe, czasem narzekając na to i owo, a czasem to i owo chwaląc. Tymczasem w odległej przeszłości, bo będzie już niemal 10 lat, kupiłem przecież EastWest Hollywood Orchestra Silver, parę miesięcy później zamienioną na wersję Gold. To kompletna orkiestra, czyli jest sekcja smyczkowa, obie sekcje dęte i rozmaite perkusjonalia - dlaczego zatem jej nie używam? Pamiętam, że początkowo byłem nią zachwycony (zresztą stąd aktualizacja do wersji Gold) - ale ostatecznie podjąłem decyzję o jej porzuceniu.

Używam wesji Hollywood Orchestra w jej starszej odsłonie, używającej programu Play - obecnie od paru lat obowiązuje przebudowana wersja oparta o player Opus - z tą nową wersją nie miałem styczności, choć podobno jest zdecydowanie lepsza technicznie. Jakoś nie korciło mnie do aktualizacji.

Gdyby ktoś był ciekaw, pięć lat temu pojawił się wpis na blogu dotyczący tej biblioteki, natomiast skupiał się on przede wszystkim na długich czasach ładowania.

Rozwiązanie historyczne

EastWest Hollywood Orchestra to produkt zaawansowany wiekowo - pierwsze wersje sięgają lat 2006-2007, czyli niedługo stuknie tej orkiestrze 20 lat! W mojej "playowej" odsłonie daje się to odczuć, bo jest to produkt zdecydowanie odstający od tego, co obecnie prezentują Spitfire Audio, Audio Imperia czy Orchestral Tools. I nie chodzi mi tylko o sam player, ale także o organizację próbek i sposób obsługi.

Dzisiejsi użytkownicy są przyzwyczajeni do prowadzenia za rączkę. Artykulacje wybiera się wygodnymi kafelkami, wszystko musi być okraszone przyjemną dla oka grafiką, zaś muzyk ma się skupiać na muzyce właśnie, a nie na obsłudze wtyczki. W Hollywood Orchestra podejście jest zgoła inne - dostajemy dość surowy i mocno techniczny player Play, połączony z przeglądarką instrumentów i to my sami "kompletujemy" zestaw dźwięków. Wygląda to tak, że po prawej stronie okna mamy sloty na poszczególne zestawy artykulacji (w przeważającej części są to pojedyncze artykulacje) i działamy:

Liczba wariantów legato może przerazić - które będzie tym właściwym?

Odszukujemy w przeglądarce np. pierwsze skrzypce, w nich kategorię legato, w tej kategorii legato zaś wybieramy, O KTÓRE legato nam chodzi. Połączone z portamento? Połączone ze staccato? Wersję marcato? Z vibrato czy bez? Z wielokrotnymi próbkami round robin? W wersji "lekkiej" czy "ciężkiej"? W konfiguracji z 3 głosami (albo 5, albo 7, albo 12). Która lepsza? Nikt Ci tego, użytkowniku, nie powie. Możesz poczytać instrukcję, która liczy kilkadziesiąt stron tabel z porównaniami, czego i ile dana artykulacja posiada i co oznaczają enigmatyczne oznaczenia literowe przy każdej z nich. Leg Slur + Port RR LT 12 Ni to jedna z czytelniejszych nazw - ale czy bez studiowania instrukcji wiecie, czym się różni w praktyce od Leg Slur + RR 6 Ni albo Leg Slur + Port RR LT 3? A klikając na grupę legato dostajemy (w wersji Gold) kilkadziesiąt wariantów (bo dochodzą jeszcze kombinacje z marcato czy staccato). To mamy jeszcze drugą grupę, legato Power System i tam też jest nieco wariantów!

Przyznam, że dawniej Play mnie odrzucał i przerażał. Nie wiedziałem o tym, ale wówczas potrzebowałem prostoty rodem z Nucleusa, a nie Hollywood Orchestra - tyle że wówczas, te 10-15 lat temu, nie było aż takiego wyboru. Trochę się poboksowałem z orkiestrą od EastWest i po prostu dałem spokój.

Jak z tego korzystać?

Mając już niejakie doświadczenie z obsługą różnych bibliotek i przynajmniej kilkadziesiąt orkiestrowych utworów za sobą, poczułem się nieco pewniej i - chcąc przygotować na potrzeby cyklu "Wirtualna orkiestra" zestawienie bibliotek - wziąłem byka za rogi. Pobrałem wszystkie części Hollywood Orchestra w wersji Gold, odpaliłem Studio One i zacząłem błądzić po Playu, żeby przygotować sensowne presety instrumentów, które mógłbym wykorzystać podczas przygotowania jakiegoś mock-upu (a co!).

Zasadniczo dużym plusem całej biblioteki jest jej wewnętrzna spójność - wszystkie sekcje zbudowane są w ten sam sposób, wprawdzie skomplikowany, ale bez dużych niespodzianek. Każda sekcja i każdy instrument ma przygotowany zestaw KeySwitches, czyli to, czego bym obecnie szukał najbardziej - zbioru różnych artykulacji, przełączanych za pomocą key switches. Wrzucamy go do playera i już możemy się przełączać między artykulacjami:

Preset typu "keyswitches" z możliwością przełączania się między artykulacjami

Niestety, najczęściej w takim zestawie brak artykulacji legato, więc kiedy już się uporałem z przygotowaniem presetów dla zestawów zbiorczych, przygotowałem także presety z legato:

Legato szybkie, legato normalne - presety w Studio One są czytelniejsze do wyboru, ale trzeba je sobie najpierw wyklikać...

Ale podczas zabaw playerem odkryłem, że prócz zastępowania jednej artykulacji drugą, można tę drugą po prostu DODAĆ. I w playerze mamy po chwili dwie, trzy lub cztery artykulacje - niestety, grają one jednocześnie:

W panelu po prawej stronie możemy umieszczać kolejne pojedyncze artykulacje, ale dopóki mają ustawiony kanał MIDI na "Omni", wszystkie grają jednocześnie

Nie da się - a przynajmniej mnie się nie udało, a i instrukcja milczy na ten temat, połączyć dwóch artykulacji tak, by były widoczne na liście i możliwe do przełączania za pomocą key switches.

Wpadłem jednak na inny pomysł. Skoro mam dwie, trzy czy cztery artykulacje naraz, to trzeba tylko znaleźć sposób, by móc je odgrywać pojedynczo. I tu sobie podziękowałem, że rozgryzłem podobny problem przy okazji poznawania Berlin Strings. Trzeba po prostu tym artykulacjom przypisać osobne kanały MIDI i to tymi kanałami przełączać artykulacje - Studio One pozwala na podobne manewry. Na szybko zatem przygotowałem sobie "zestaw marzeń", jeśli chodzi o pierwsze skrzypce:

Rozwiązanie problemu - każdy slot przypisany do osobnego kanału MIDI, teraz tylko trzeba sporządzić odpowiednie mapowanie...

Jak widać, są dwie artykulacje legato, jedna sustain, jest staccato, spiccato, pizzicato, marcato, tremolo i tryle. Każda wstawiona do osobnego slotu i z własnym unikalnym kanałem MIDI. Mapa artykulacji w Studio One dla takiego zestawu wygląda następująco:

Na szczęście i Studio One, i Cubase oferują sterowanie artykulacjami nie tylko za pomocą kodów klawiszy czy komunikatów CC, ale też za pomocą kanałów MIDI

Co ciekawe, to faktycznie działa, a preset bez problemu się ładuje i niczego nie gubi (tego się trochę bałem). Raz dwa machnałem resztę zestawu smyczkowego - wszędzie dokładnie te same artykulacje, przypisane do tych samych kanałów. W każdym przypadku działa dokładnie to samo mapowanie.

Przy okazji wyszedł inny problem - ta wewnętrzna spójność całej biblioteki, o której wspominałem wyżej, nie jest całkowita. Chodzi o to, że nie wszystkie instrumenty mają komplet tych samych artykulacji. Wyszło to dość szybko właśnie w momencie przygotowywania własnych zestawów, gdzie pierwszy, drugi czy trzeci instrument udało się zrobić według tego samego schematu, ale już kolejny nie miał jednego rodzaju tryli na przykład. Bardzo mi to doskwierało szczególne przy okazji instrumentów dętych, gdzie "wspólna lista" artykulacji okazała się znacząco krótsza niż dla smyczków. I tak, zdaję sobie sprawę, że na niektórych instrumentach niektórych technik się po prostu nie spotyka, ale tu chodzi właśnie o np. brak vibrato czy jednego z tryli. Ewidentnie jest to zrobione, by "zachęcić" użytkownika do wysupłania pieniędzy na wersję "Diamond", bo podobnie rozegrano to w wersji "Silver" - jakimś cudem dużo brakujących w niej artykulacji potrafiła uzupełnić wersja "Gold".

Brzmienie

Jeśli chodzi o sedno, czyli sam dźwięk, to jestem rozdarty. Większość instrumentów brzmi bardzo dobrze, a wielość artykulacji sprawia, że w teorii da się zrobić naprawdę dużo dobrego.

Mój optymizm jest jednak hamowany - w naprawdę dużej liczbie instrumentów napotkałem na problemy z jednorodnością brzmienia. Gramy sobie spokojnie jakiś pasaż i większość dźwięków brzmi rewelacyjnie (zwłaszcza pochwalę instrumenty dęte blaszane). Niestety, co jakiś czas napotykamy na "kiks", czyli dźwięk odbiegający od pozostałych. A to jest jakiś mniej wyraźny, a to ma jakiś dziwny pogłos czy chorus, znalazłem nawet jeden, który po prostu nie stroił. Nie wiem, jakie jest źródło omawianych problemów, ale że występują - to pewne.

Czasem miałem też wrażenie, że próbki jednej artykulacji były nagrywane w innym pomieszczeniu lub innymi mikrofonami niż w pozostałych przypadkach, bo ewidentnie były różnice w przestrzenności. A że wersja Gold ma bardzo ograniczone możliwości konfigurowania ustawień mikrofonów, nie wróży to najlepiej osobom chcącym to jakoś naprawiać "ręcznie"...

Dwa nierozwiązywalne problemy

Pomijając fakt "kiksów brzmieniowych" Hollywood Orchestra - kiedy zacząłem przygotowywać pierwszy "poważny" mock-up z jej wykorzystaniem ("Marsz Radetzky'ego" Straussa), szybko zrozumiałem, że jeśli mam z tej biblioteki korzystać, to chyba tylko incydentalnie, dla jakichś rzadszych instrumentów w rodzaju fletu basowego. Decydujące są dwa powody, a może nawet tylko jeden: wydajność. Niestety, nawet z bardzo szybkiego dysku SSD brzmienia ładują się bardzo powoli, więc otwieranie sesji w Studio One trwa "wieki" (tak naprawdę to nie, ale 7 minut z zegarkiem w ręku dla pełnej aranżacji). Ponadto Play jest bardzo kiepsko zoptymalizowany i mój komputer nie potrafi "uciągnąć" zwykłego odtwarzania utworu. Dźwięk jest rwany, coś trzeszczy, przeskakuje itp. Ba, nawet przy zatrzymanym odtwarzaniu zużycie procesora osiąga ok. 60-70%! Renderowanie tego utworu trwało dłużej niż on sam...

Żeby nie było - dokładnie na podstawie tego samego pliku MIDI stworzyłem drugi mock-up "Marszu", tym razem korzystając wyłącznie z sekcji Berlin od Orchestral Tools. Utwór odtwarza się bez problemów (zużycie procesora na poziomie 20-30%), ładuje w niespełna 3 minuty, a renderuje w czasie 2-3 razy krótszym od czasu trwania, mimo że na sumę wrzuciłem dodatkowo pogłos i SpecCrafta. Przy zatrzymanym odtwarzaniu zużycie procesora jest ledwo widoczne, dosłownie kilka procent maksymalnie. Już samo to wyjaśnia wiele w kwestii praktycznej przydatności biblioteki.

Ostatecznie, mimo pewnej rehabilitacji, jaką w moich oczach przeżyła biblioteka Hollywood Orchestra, nie będzie ona raczej przeze mnie używana. Natomiast otwarte pozostaje pytanie, jak rzeczy się mają w nowej architekturze Opus, czyli innymi słowy, czy warto aktualizować do tej wersji. Ponoć bardzo dużo rzeczy jest poprawionych, więc nie wiem, czy nie skuszę się na wykupienie miesięcznego abonamentu, by to sprawdzić. W razie czego - dam znać.

Komentarze