Wiecie, jak to jest, kiedy dopada Was jakaś melodia, natrętnie brzęcząc przez cały dzień? Irytujące, ale w moim przypadku objaw daje się zwalczyć, jeśli posłucham oryginału. Gorzej, jeśli posłuchać się go nie da. W piątek dopadła mnie. Melodia, którą pamiętam z dzieciństwa. Kiedyś, gdy jeszcze telewizja publiczna miała rzeczywiście jakąś "misję", gdy produkowała całkiem niegłupie programy dla dzieci i dorosłych (tak, "Tik-tak", "5-10-15", "Sonda", o was mówię), powstawały króciutkie ni to teledyski, ni kreskówki. Ciężko to nazwać - chodzi mi o wykonywane różnymi technikami animacje, w których podkładem muzycznym były różne "poważne" kompozycje. Na przykład "Jezioro łabędzie" Czajkowskiego lub "Prząśniczka" Moniuszki. Jako dziecko niespecjalnie za nimi przepadałem wprawdzie, ale w natłoku obu dostępnych wówczas programów telewizyjnych, jakoś się to przeczekiwało. A obraz i muzyka zapadały w pamięć (muzyka bardziej). N