[S] Mikrofon sE4100

Nie od dziś wiadomo, że jednymi z moich ulubionych (i to mimo upływu lat) mikrofonami są paluszki sE8. Próbował je zdetronizować sE X1S (na co po cichu bardzo liczyłem), jednak kiepska budowa fizyczna i zbyt ostre brzmienie sprawiły, że to jednak sE8 były przez długi czas obok WarmAudio WA87 najbardziej zrównoważonymi brzmieniowo mikrofonami w mojej niewielkiej kolekcji. Niemniej, jako para paluszków, więcej czasu spędzały w plecaku podróżnym niż w samym studio, a że w ostatnich miesiącach moje sympatie stanowczo przesunęły się od mikrofonów nowocześnie i ostro brzmiących w stronę stonowanego i nieco płaskiego brzmienia, zaczęło mi brakować dobrego konkurenta dla wspomnianego WA87. Ten bowiem, chociaż ma chyba najładniejsze i najspokojniejsze brzmienie spośród wszystkich dostępnych mi mikrofonów, ma też bardzo, bardzo cichy sygnał. Do boju z JZ Vintage 11 i Austrian Audio OC18 przystąpił sE4100.

Mniej ostrości, do licha!

Szczerze mówiąc, zaczynam być zmęczony "nowoczesnym" brzmieniem współczesnych mikrofonów. To zaskakujące, że ostatnio każdy kolejny, teoretycznie świetny mikrofon (że wspomnę Neumanna TLM103, Universal Audio SC-1 czy Lewitty LCT 540S i 640TS) miał w zasadzie same zalety, tylko w zamian - dość wyraźne podbicie pasma 3-5kHz. Rozumiem konstruktorów, żeby nie było. Zwiększenie wyrazistości zakresu prezencji powoduje, że naprawdę mikrofon zaczyna brzmieć wyraźnie, krystalicznie wręcz, a to oznacza zwykle, że odbiorcy uznają go za brzmiący rewelacyjnie. I mnie też do niedawna takie brzmienie bardzo imponowało. Tyle że...

Przełom dokonał się chyba na początku 2024 roku, kiedy postanowiłem wrócić do nagrywania audiobooków. Dość szybko okazało się, że jeśli używałem do nagrywania np. Neumanna TLM102, OC18 lub Vintage 11, nad obróbką musiałem spędzić dużo mniej czasu, niż kiedy wybierałem SC-1, TLM103 czy LCT540S. Dlaczego? Sybilanty. Eski. Głoski świszcząco-sycząco-szeleszczące. Czyli dokładnie te, które znajdziemy w zakresie 3-5kHz, tak chętnie podbijanym przez większość nowoczesnych mikrofonów. Naprawdę do pasji zaczęła mnie doprowadzać walka z sybilantami. Dlatego postanowiłem, że jeśli jeszcze kiedykolwiek zdobędę jakiś mikrofon, to będzie to mikrofon pozbawiony podbicia prezencji, a może nawet mający w tym zakresie lekkie niedobory. W tym kontekście nie liczy się Lewitt LCT640TS, bo po pierwsze miał on inne zadania niż nagrywanie audiobooków, a po drugie po cichu liczyłem, że będzie jednak nieco łagodniejszy niż LCT540S.

Do rzeczy

Uf, po tym przydługim wstępie czas nareszcie napisać coś o bohaterze artykułu, czyli mikrofonie sE4100. Wstęp był po to, by podkreślić, że mikrofon nie trafił do mnie przypadkowo, ale został starannie wybrany. Po pierwsze, jest to uproszczona odmiana modelu sE4400, któremu przyglądałem się jakiś czas temu, ale ostatecznie z niego zrezygnowałem. Powodem rezygnacji była funkcja zmiennych charakterystyk kierunkowych - tę funkcję uważałem przez długi czas za zbędną przy nagrywaniu głosu lektorskiego (i nadal tak uważam). Nie chciałem zatem płacić za coś, czego i tak nie będę używał. sE Electronics chyba zauważyło ten problem, bo w tym roku postanowiło zaproponować ten sam mikrofon, ale już z jednostronną kapsułą i charakterystyką wyłącznie kardioidalną. Oczywiście, w niższej cenie.

Przez chwilę jeszcze wahałem się nad wyborem wariantu - bo prócz sE4100 dostępny jest bliźniaczy model T1, z nieco sztywniejszą kapsułą o membranie pokrytej tytanem. Ta "tytanowa" wersja ma jednak jaśniejsze, ostrzejsze brzmienie, czym z miejsca mnie odrzuciła i dlatego mam ostatecznie sE4100.

Wyposażenie - co jest, a czego nie ma

Mikrofon stara się przekonać nabywcę, że jest produktem premium, dlatego tekturowe pudełko skrywa solidną, aluminiową skrzynkę z okuciami, w której w bezpiecznej piance zatopiono mikrofon i elastyczny uchwyt:

Skrzyneczka może niezbyt stylowa, ale za to szalenie solidna...

...a w środku już wszystko na wysokim poziomie

Choć skrzyneczka nie jest specjalnie elegancka, to z pewnością solidnie chroni zawartość i nie ma się co jej czepiać. Super sprawa.

Sam mikrofon sprawia bardzo, bardzo dobre wrażenie. Kształt ewidentnie wzorowany jest na klasyku, czyli AKG C414. Masa mikrofonu wzbudza uznanie (290g), nie jest to więc jakaś leciutka wydmuszka częściowo zrobiona po kosztach z tworzywa sztucznego.

W odróżnieniu od X1S, gdzie przeszkadzały mi rezonanse obudowy czy beznadziejnie wykonane przełączniki, tutaj i obudowa, i przełączniki wykonano świetnie. Wszystko jest spasowane idealnie, nic nie "lata", nic nie stuka, nic nie dźwięczy. Przełączniki mają firmowo naniesione oznaczenia i dokładnie wiadomo, jak co ustawić i jaka jest bieżąca konfiguracja mikrofonu.

Uznanie należy się także uchwytowi elastycznemu. Ma on mocno nietypowy wygląd, jest "płaski" i otwarty z przodu, przez co zmontowana całość także sprawia wrażenie "płaskości". Uchwyt nie tylko wygląda, ale i działa bardzo dobrze, z pewnością pomagając uzyskiwać nagrania pozbawione zakłóceń wynikających z drgań czy stuknięć w ramię mikrofonowe lub statyw.

Jedyna rzecz, której mi zabrakło w tym świetnym zestawie, to jakakolwiek gąbka czy pop-filtr. Szkoda, zwłaszcza że przecież sE Electronics produkuje świetny Pop Metal Pop-Filter, którego odmianę dołącza także do tańszego X1S. Na szczęście dla mnie, gąbki od Lewittów LCT pasują idealnie na sE4100, więc mogę w ten sposób nieco zabezpieczyć się przed głoskami wybuchowymi.

Płaskie brzmienie

Pierwszego nagrania za pomocą sE4100 dokonałem na wyjeździe, u Rodziców, z wykorzystaniem podróżnego rejestratora Zoom F3. W słuchawkach brzmienie wydało mi się nadal nieco zbyt podbite w górnych pasmach, ale - jak się okazało - była to wina słuchawek właśnie, bo nie miałem pod ręką żadnego swojego modelu, tylko korzystałem z konsumenckich JVC, które - jak się okazało - mają "piękną" charakterystykę typu "uśmiech dyskoteki", czyli dużo niskich i dużo wysokich tonów.

Brzmienie sE4100 jest naprawdę miłe dla ucha. W zasadzie trudno je opisać - po miesiącach używania jaskrawych mikrofonów wydaje się nieciekawe i płaskie, ale już zauważyłem, że jest bardzo przyjazne przy dłuższym słuchaniu. Czyli zwyczajnie nie męczy i dla mnie jest to wyraźny sygnał, że idę w dobrą stronę, poszukując tego typu mikrofonu. Nie jest to wprawdznie brzmienie aż tak stłumione jak w przypadku Earthworks Ethosa, ale z pewnością "walka" z sybilantami nie nastręcza tu żadnych problemów. Powiem więcej, przy zastosowaniu gąbeczki od Lewitta LCT można sobie w ogóle darować przejmowanie się sybilantami. I o to mi chodziło!

Inne plusy

Mikrofon ma bardzo niskie szumy własne, według specyfikacji dochodzace do 9dB(A), co jest wartością budzącą respekt i nikt nie powinien narzekać na szumy w nagraniu z tego mikrofonu.

Dodatkowymi atutami są przełaczniki filtra górnoprzepustowego i tłumika. Tłumiki są takie same jak w modelu sE4400, czyli 10 i 20dB. Nieco za to zmieniono wartości filtra - zamiast 40 i 80Hz, w sE4100 możemy wybrać 80 lub 160Hz. Osobiście wolałbym mieć 40Hz zamiast 80Hz (a jeszcze lepiej - 60Hz), pół biedy za to, że filtr jest dość łagodny, 6dB na oktawę.

Ideał?

Czy zatem sE4100 to ideał? Z pewnością nie, choćby dlatego, że nie każdemu takie "płaskie" brzmienie przypadnie do gustu. Głosy różnią się stopniem podkreślenia sybilantów i mój głos ma z tym problem, co nie oznacza, że każdy taki problem ma. Osobiście jednak mogę ze spokojnym sumieniem doradzić przynajmniej przetestowanie sE4100, bo może się okazać, że sprawdzi się on lepiej niż zbliżone cenowo Lewitt Ray czy Røde NT1 5th. Czekam niecierpliwie na konfrontację sE4100 z AKG C414 XLS - a jeśli do niej dojdzie, z pewnością dopiszę tutaj choćby link do takiego porównania.

Komentarze