[S] Aktywator sE DM2 T.N.T

O nietrwałości postanowień

Ponad rok temu zrobiłem ostatnie podsumowanie testów aktywatorów, czyli małych przed-przedwzmacniaczy. Ich rolą jest wzmacnianie sygnału ze stosunkowo cichych mikrofonów dynamicznych i wstęgowych z wykorzystaniem zasilania phantom - czyli podłączamy je między mikrofon a interfejs audio czy inne urządzenie rejestrujące, potrafiące dostarczyć zasilanie fantomowe i już mamy sygnał o mniej więcej 20dB głośniejszy. Stopień tego wzmocnienia dość mocno koreluje z ceną urządzenia i stosunkowo tani Klark Teknik CT-1 dawał w testach 20-21dB, FetHead około 26dB, zaś sE DM1 Dynamite prawie 30dB. Z tej zasady dzielnie wyłamał się CloudLifter CL-1 (kosztujący wówczas ok. 800zł, obecnie prawie 900zł!), który dawał w testach mniejsze wzmocnienie niż Klark Teknik (który obecnie kosztuje już nie 100zł, ale ponad 200zł - pytanie, czy to inflacja, czy zasłużona sława podbiły cenę?).

Po tych wszystkich "zabawach" z mikrofonami dynamicznymi porzuciłem je niemal całkowicie, zwłaszcza po tym, jak dostałem pod choinkę prawie bezszumowego Lewitta LCT440. "Dynamiki" trafiły do skrzyni i wychodzą stamtąd tylko przy specjalnych okazjach, głównie w celach porównawczych lub... gdy mam taki kaprys. Podłączam je wówczas z wykorzystaniem Dynamite, co ma tę zaletę, że w praktyce nie muszę zmieniać ustawienia poziomu zapisu - mikrofony dynamiczne dają wtedy sygnał porównywalny z mikrofonami pojemnościowymi.

Po co więc mi jeszcze jeden aktywator do testów? Powód jest jeden jedyny: Shure SM7B.

Obsesja

Dla osób znających historię moich zmagań z SM7B podpowiedź - możecie od razu przeskoczyć do kolejnego nagłówka. Tu będą odgrzewane kotlety.

Przyznaję, że mam niejaką obsesję na punkcie SM7B. Przez prawie rok usiłowałem rozwikłać zagadkę tego mikrofonu, który - będąc niesamowicie popularnym, a do tego pioruńsko drogim - przy nagrywaniu generuje szumy. To znaczy, nie on sam, robią to przedwzmacniacze, próbujące wyciągnąć jak najwięcej z żenująco niskiej mocy sygnału, który ten mikrofon produkuje. A że mam do dyspozycji raczej konsumenckie przedwzmacniacze o mocach 55-60dB, to wychodzi to, jak wychodzi. Wprawdzie większą moc ma Golden Age Pre-73, ale z kolei sam nie jest on urządzeniem zbyt niskoszumowym, więc zysku praktycznie się nie odczuwa.

W końcówce zeszłego roku porzuciłem nadzieję na to, że kiedykolwiek uda mi się nagrać SM7B z akceptowalnym (przeze mnie) szumem. Skończyłem testowanie kolejnych aktywatorów i skupiłem się na mikrofonach pojemnościowych, dużo mniej frustrujących pod względem szumowym. SM7B powędrował do skrzyni i tam sobie wygodnie leżakuje, bo pozbyć się go nie chcę.

Na koniec nadmienię tylko, że chociaż wspomniane szumy są faktem mierzalnym, to niekoniecznie każdemu będą przeszkadzać, a część osób po prostu uzna je za naturalne i zwyczajnie odszumi nagranie, nawet się nie zastanawiając nad zagadnieniem. I tak to powinno wyglądać - dlatego właśnie w śródtytule jest słowo "obsesja". To obsesja szumofoba, który nigdy nie powinien nawet myśleć o kupnie tego mikrofonu. No, ale stało się.

Wybuchowo po raz drugi

I w tym momencie na scenę wkracza nowy (choć już nie tak bardzo) aktywator firmy sE Electronics, czyli DM2 T.N.T. Od starszego brata, DM1 Dynamite, różnią go przede wszystkim trzy cechy: kolor (niebieski zamiast czerwonego), możliwość ustawienia dwóch poziomów wzmocnienia (15 lub 30dB) oraz... możliwość ustawienia impedancji wejściowej na jednym z ośmiu poziomów. Regulacja zaczyna się od 50 omów, by przejść przez wartości 200, 360, 1500, 2700, 6800 omów i skończyć na 100 000 omów (!) i 10 megaomach (!!!). I właśnie ta regulacja mnie zastanowiła, bo z wyjaśnienia problemu szumu w SM7B wynikało, że faktycznie problemem może być dopasowanie impedancji między przedwzmacniaczem urządzenia rejestrującego a mikrofonem. Gdyby zatem mieć tak duże możliwości regulacji, może faktycznie udałoby się zbić szum o parę (albo może całkiem sporo?) decybeli?

Początkowo - po premierze T.N.T - byłem nastawiony sceptycznie, zwłaszcza że jakoś YouTube nie został zalany filmikami na temat tego aktywatora, co pewnie byłoby nastąpiło, gdyby znacząco zmienił on sytuację na rynku. Ostatnio jednak kolega Lucjan z internetowego radia RM80.pl podesłał mi bardzo obiecująco brzmiące próbki, gdzie faktycznie wraz ze zmianą impedancji zmieniała się głośność sygnału, ale tylko sygnału użytecznego - szum pozostawał na tym samym poziomie! Stąd, zamiast kupować aktualizację do Studio One 6, postanowiłem spróbować ostatni raz i powiedzieć "sprawdzam".

Urządzenie wykonane i zapakowane jest równie stylowo, co Dynamite, choć - jak wspomniałem - już w kolorze niebieskim (co wygląda mimo wszystko mniej fajnie, niż czerwony dynamit, przyznacie sami):

Rozmiarami oba aktywatory nie różnią się wcale, a zdziwiło mnie, że T.N.T jest... lżejszy, mimo posiadania dodatkowych regulacji (i zapewne większej liczby układów w środku).

Do zmiany impedancji trzeba użyć małego śrubokręta (producent dostarczył go w komplecie), zatem ustawiłem wzmocnienie na 30dB i zacząłem nagrywanie od wartości impedancji ustawionej na 50 omów. Nagrywałem stały sygnał testowy oraz ciszę, żeby mieć obie te wartości pod kontrolą. Podczas nagrania mikrofon był zamocowany na statywie, odległość od generatora dźwięku nie zmieniała się, jedyną zmienną była impedancja wejściowa w aktywatorze.

Wyniki

Pomiary szybko potwierdziły z grubsza to, co przesłał mi Lucjan. Wraz z rosnącą impedancją wejściową rósł też poziom sygnału użytecznego, zaś poziom szumów pozostawał względnie taki sam (czy może inaczej - rósł o wiele wolniej). Wzrost wyhamował w okolicach 2700 omów i dalsze zwiększanie impedancji nie dawało już proporcjonalnego wzrostu sygnału użytecznego. Chętni mogą pobrać plik z próbkami dla wszystkich wartości impedancji.

No dobrze, wzrost wzrostem, ale ważne jest inne pytanie: czy w porównaniu do DM1 Dynamite testowany DM2 T.N.T. daje sygnał o mniejszym poziomie szumów?

Faktycznie, przy 2700 omach sygnał jest już wysterowany praktycznie maksymalnie i odstęp sygnału od szumu jest najkorzystniejszy (ok. 37,4dB). W porównaniu do Dynamite nie jest to jednak aż tak dużo, bo w jego przypadku odstęp sygnału od szumu wynosi około 37,8dB. Uwzględniając prowizoryczność pomiarów, wychodzi to samo. Wprawdzie od pierwszego podłączenia T.N.T podejrzewałem, że ku temu będą zmierzać wyniki testów, jednak mimo wszystko poczułem lekkie rozczarowanie. Naprawdę mocno trzymałem kciuki za skuteczność zmiany impedancji w minimalizacji szumu z sygnału nagrywanego z SM7B. Ewidentnie może pomóc tylko niskoszumowy przedwzmacniacz o bardzo wysokim wzmocnieniu rzędu 75dB.

Podsumowanie

Na koniec napiszę tylko, że mimo pewnego fiaska eksperymentu z T.N.T, SM7B wrócił na chwilę do łask i znów zawisnął na ramieniu mikrofonowym jako "dyżurne narzędzie pracy". Naprawdę mam słabość do tego mikrofonu.

Czy zatem T.N.T jest kiepskim aktywatorem? Zdecydowanie NIE. Jest to najlepsze tego typu urządzenie, jakie miałem w ręku i jeśli tylko ktoś koniecznie musi sobie taką "zabawkę" sprawić, to polecam go dużo bardziej niż droższego CloudLiftera CL-1. Naprawdę, jeśli ktoś chce inwestować w aktywator, to niczego bardziej uniwersalnego nie znajdzie.

Komentarze