[K] ImageLine FL Studio 21
Najszybsza droga z głowy do głośników
No i - jak to się mawia - na dniach pokazała się nowa, 21. edycja FL Studio, przez jednych ukochanego, a przez innych znienawidzonego programu DAW. Nie chcę wnikać w dyskusję, czy FL Studio to narzędzie profesjonalne czy też nie, bo nie ma to najmniejszego znaczenia. Chodzi wyłącznie o jego wartość użytkową, czyli - czy warto z FL Studio 21 korzystać i czy przynosi ono jakieś wymierne korzyści użytkownikom dotychczasowej wersji?
Do końca świata
Na te ostatnie pytania od razu można odpowiedzieć od razu: tak, warto korzystać z wersji 21 i tak, daje ona wymierne korzyści. Brak wahania wynika stąd, że dotychczasowi użytkownicy FL Studio aktualizację do wersji 21 dostają zupełnie gratis, co jest prawdziwym ewenementem nie tylko DAW, ale i oprogramowania w ogóle. Podobne zasady dotyczą chyba tylko DaVinci Resolve Studio, które również kupuje się tylko raz, a potem wszystkie nowe wersje są już dostępne bez opłat.
Na miejscu dotychczasowych użytkowników w ogóle bym się zatem nie zastanawiał, bo w ramach aktualizacji może i nie dostajemy nie wiadomo jakich rewelacji, ale parę fajnych rzeczy się trafi.
Czym się chwali wersja 21?
Nowa wersja to przede wszystkim zwiększona wygoda użycia i lepsze wrażenia wizualne. Pierwsze wynika z wielu udogodnień, na przykład łatwiejszego tworzenia fade-in oraz fade-out (i cross-fade!), super-szybkiej wyszukiwarki, ułatwieniom edycyjnym (np. wklejanie i wstawianie klipów w miejscu kursora, możliwość wrzucenia sekwencyjnego klipów na playlistę), ułatwieniom w obsłudze miksera (bardzo spodobała mi się możliwość renderowania wyłącznie zaznaczonych ścieżek, bez konieczności mutowania czy solowania ich).
Lepsze wrażenia wizualne wynikają z możliwości zastosowania tzw. tematów, czyli globalnej zmiany wyglądu programu. Na starcie dostępnych jest kilka przyjemnych propozycji, ale ponoć użytkownicy mogą tworzyć własne, więc należy się spodziewać wysypu tematów w przyszłości.
Z wersją 21. dostajemy także garść przerobionych wtyczek istniejących wcześniej (a które obecnie mogą być stosowane np. do patchowania) oraz dochodzą cztery wtyczki zupełnie nowe: LuxeVerb (potężny i bardzo dobrze brzmiący pogłos), Vintage Phaser (phaser wzorowany na Small Stone firmy Electro Harmonix), Multiband Delay (16-to pasmowa linia opóźniająca) oraz VFX Sequencer (efekt, pozwalający sekwencyjnie wpływać na różne parametry danej ścieżki).
LuxeVerb
Vintage Phaser
Multiband Delay
VFX Sequencer
Wydajność
Twórcy chwalą się (po raz kolejny) zwiększeniem wydajności, a ja (też po raz kolejny) jestem rozczarowany. Kilka moich utworów, które "krztusiły się" w poprzednich wersjach, "krztuszą" się nadal. Są to te same utwory, które później przenosiłem do Cubase'a czy Studio One i tam, korzystając z tych samych instrumentów i efektów, nie przekraczały przy odtwarzaniu 40-50% zużycia procesora. W FL Studio 20 (i teraz w 21), przekraczają 100% i zatrzymują odtwarzanie, nawet po zastosowaniu bufora o wielkości 2048 sampli.
Próby odtwarzania starych utworów kończą się "zatkaniem" procesora...
Myślałem, że to jakieś moje urojenia może, więc utworzyłem nowy projekt, dodałem do pojedynczej ścieżki wszystkie cztery nowe efekty, żeby zrobić zrzuty ekranu do tego wpisu. No i bez kompletnie żadnego obciążenia, bez odtwarzania, z buforem 2048 sampli, mając tylko te cztery efekty nie robiące kompletnie nic, przy włączonej funkcji Smart Disable, FL Studio 21 pokazuje zużycie procesora na poziomie 6%. Cóż ten procesor robi? Nie wiem.
Zrobiłem jeszcze jedną próbę: do nowego, czystego projektu w FL Studio 21 i Studio One 6 wrzuciłem pojedynczy klip MIDI, temat fortepianowy. Podpiąłem do niego Pianoteq 8. Przy braku odtwarzania Studio One pokazywało okrągłe 0% zużycia procesora, przy odtwarzaniu dochodzące do 12-13% (średnio 9-10%). FL Studio 21 w "stanie spoczynku" od razu miało 2% (przypomnę - aktywna opcja Smart Disable!), przy odtwarzaniu sięgało 16-17%.
Wyniki wyglądają tak, jakbym w FL Studio 21 używał wtyczek VST2, a w Studio One lub Cubase - VST3. Jedną z zalet formatu VST3 jest bowiem to, że wtyczki nie zużywają czasu procesora, jeśli nie wpada do nich żaden sygnał do obrobienia. Ale od przynajmniej dwóch lat nie instaluję już wtyczek innych niż VST3, a po zapowiedziach Steinberga praktycznie wszystko mam już zainstalowane wyłącznie w wersji VST3 właśnie (wyjątkiem jest kilka wtyczek efektowych, których używam w OBS Studio czy RX Audio Editor). Testowany Pianoteq 8, instalowany niespełna miesiąc temu, także istnieje u mnie wyłącznie w wersji VST3...
To mnie przekonuje, że - patrząc obiektywnie - w FL Studio 21 i tak zawsze wcześniej dojdę do "ściany wydajnościowej" niż w pozostałych używanych programach DAW. Może i jakieś drobne poprawki wydajnościowe faktycznie się tu pojawiły, jednak ja ich w żaden sposób nie stwierdziłem.
Czy to dobry program?
Mimo tych drobnych problemów wydajnościowych, które nie każdy pewnie dostrzeże, to nadal całkiem przyjemne środowisko pracy - o ile przywyknie się do jego filozofii działania, która jest nieco inna niż w "standardowych" DAWach. Dla niektórych to przekleństwo, dla innych - źródło radości i możliwość szybszej pracy. Ja wróciłem lata temu do Cubase i Studio One, bo męczył mnie wszechobecny w FL Studio chaos - miliony okienek, brak powiązania ścieżki z kanałem i instrumentem (tzn. powiązanie jest, ale może być na tyle dowolnie zmienione, że po chwili pofolgowania sobie ciężko ogarnąć, co gdzie i jak przepływa). Osobne klipy z automatyką, możliwość innego nazwania ścieżki, klipu i instrumentu, wymagający zmiany podejścia pomysł na rack z instrumentami... To wszystko było (dla mnie) zbyt trudne do upilnowania, bo FL Studio zachęca do szybkiej pracy, więc leci się z pomysłami do przodu, rzeczy związane z porządkowaniem projektu zostawiając "na potem". A potem, zwłaszcza po pewnym czasie, trudno ogarnąć, jak to wszystko działa...
Niemniej, jeśli ktoś jeszcze nie próbował pracy w żadnym tego typu programie, warto FL Studio przetestować - a nuż będzie to właśnie TEN styl pracy, który pokochamy? Na pewno błyskawicznie "szkicuje się" w FL-u pomysły - kilka patternów, rozmieszczonych ("namalowanych") na playliście i naprawdę czuje się, że tworzymy jakiś większy utwór, a nie tylko 4 takty. Tego czasem brakuje mi w Studio One, ale o powrocie do FL-a raczej nie myślę. Zbyt dużo jeszcze jest tu rzeczy, które mi przeszkadzają i które nie zmieniły się od wersji 12-tej (np. bałaganiarska baza wtyczek, gdzie znaleźć coś na liście graniczy z cudem, za to czasem trudno jest się z niej pozbyć wtyczek, których już dawno na dysku nie ma).
Natomiast brak konieczności kupowania upgrade'ów do kolejnych, nowszych wersji może być dobrą zachętą dla nowych użytkowników - zamiast co roku "awansować" program DAW, będziemy mogli dokupić nowy syntezator lub efekt. Pobierzcie wersję testową i sprawdźcie, bo warto przynajmniej zobaczyć, jak ten słynny FL Studio wygląda.
Komentarze
Prześlij komentarz