Ciemna strona YouTuba
Z wielką przykrością coraz częściej zauważam, że YouTube nabiera cech wszystkich dużych monopolistów, czyli wierząc w swoją siłę i wielkość, zaczyna mieć w nosie tych, którzy do wielkości doprowadzili. Użytkowników. Opiszę dwie rzeczy, które spotkały mnie osobiście, a z którymi - jako osoba prywatna, na dodatek mieszkająca w Polsce - poradzić sobie nie mogę inaczej, jak tylko czekając na łaskę pana...
Copyright
To modne w ostatnich latach słówko oznacza ogólnikowo prawa autorskie. Każdy youtube'owy twórca prędzej czy później zostanie oskarżony o tychże praw złamanie czy naruszenie. Wygląda to tak, że wrzucamy filmik na platformę i, czasem od razu, a czesem ze zwłoką, znajdujemy dopisek "Prawa autorskie" przy filmie. Mówię tu o wariancie najlżejszym, czyli ktoś, zazwyczaj jakaś firma, czuje się właścicielem praw do wrzuconego naszego materiału i po prostu zagarnie z niego potencjalne zyski. Czyli zgadza się, żeby filmik pozostał na naszym kanale, ale jeśli mamy już monetyzację, to pieniądze idą do nich, nie do nas.
Groźniejszy wariant to taki, gdy taka firma od razu żąda usunięcia materiału, grożąc tzw. copyright strike, co w praktyce oznacza, że jeśli nie usuniemy materiału, YouTube zrobi to za nas, a dodatkowo może nałożyć restrykcje na cały kanał: wyłączyć monetyzację albo wyłączyć lub nawet usunąć kanał. Bezpowrotnie.
Niby zabezpieczenie ma sens: jeśli używamy czyjejś muzyki czy fragmentów wideo, powinniśmy za to zapłacić (a jeśli używamy nielegalnie, powinniśmy tego zaprzestać). Rzecz w tym, JAK jest to realizowane. Zupełnie odwrotnie niż w normalnym prawie, tutaj od razu jesteśmy winni - ktoś zarzuca nam złamanie prawa i to my musimy się bronić, jeśli się z tym nie zgadzamy. Jedyny sposób interakcji to wejście w tzw. spór, czyli przedstawienie naszego stanowiska i liczenie na to, że argumenty będą na tyle silne, by oskarżyciel się wycofał. Jeśli się nie wycofa, pozostaje nam tylko proces w Stanach Zjednoczonych, czyli z perspektywy Polski, gra zwykle niewarta świeczki.
Miałem już kilka tego typu incydentów, gdzie firmy (nie pozdrawiam, Sony!) uważały, że moje mock-upy to ich własne nagrania. Film zostawał zakwestionowany, ewentualne zyski z odtwarzania reklam szły do zamozwańczego właściciela praw, a ja musiałem udowadniać, że nie jestem wielbłądem i nagrania są moje.
Widać przy tym, że wszystko działa "z automatu", bo po otwarciu sporu pozywająca nas o naruszenie praw firma z reguły nie odpowiada. Trzeba poczekać 30 dni, wtedy YouTube uzna, że to my mamy rację i zdejmie ograniczenia. Mnie to nie dotyczy, bo moje kanały mają za małe zasięgi, ale dla większych graczy to może być bardzo frustrujące, bo zarabia się przede wszystkim przez pierwsze tygodnie. Film jest wtedy nowy, promowany, wrzucamy go do mediów społecznościowych i widzowie klikają. A pieniądze... idą do uzurpatora (i do YouTube'a, oczywiście, bo on zawsze bierze swoją działkę) i kompletnie nie możemy nic z tym zrobić.
Naruszenie warunków
Druga sprawa dotknęła mnie w tym tygodniu. Nagle przestałem widzieć filmy i to obojętnie, czy chciałem oglądać na komputerze:
czy na telefonie:
Szybko się okazało, że będzie ciężko. Samo zgłoszenie problemu jest trudne, bo YouTube zaleca użycie narzędzia "Prześlij opinię" i, oględnie mówiąc, reaguje na te opinie bardzo słabo, bo wcale. Mnie uratowało to, że mam YouTube Premium, więc mogłem skorzystać ze zgłoszenia do zespołu usług płatnych (do odszukania na https://support.google.com/youtube/). Dostałem informację na e-maila, że zgłoszenie zostało przyjęte i pozostało czekać. Support odpowiada bardzo rzadko, ja dostałem pierwszą informację po kilku godzinach i zawierała ona oczywiste rady, do znalezienia w FAQ: zaloguj się w trybie incognito, wyloguj i zaloguj, wyczyść ciasteczka, spróbuj z inną przeglądarką...
Tyle, że ja przez te kilka godzin wypróbowałem dosłownie WSZYSTKO: różne sieci, różne przeglądarki, różne komputery. I odkryłem coś dziwnego. Mam trzy profile youtube'owe: GadesChannel, GadesMusic i GadesTester. I jakoś tak to działa, że blokada obowiązuje tylko, kiedy jestem na GadesChannel. Kiedy przełączę się na dwa pozostałe - wszystkie filmy działają. Na GadesChannel nie mogę obejrzeć nawet własnych.
Po odpisaniu supportowi, że wszystkiego już spróbowałem i problem ewidentnie jest z jednym tylko profilem, więc pewnie jest włączona jakaś blokada u nich, znów musiałem czekać. Po kolejnych kilkunastu godzinach jest: odpowiedź. I w niej sugestia, żebym wypróbował różne sieci, zrezygnował z VPN, być może wyłączył na chwilę antywirusa, a na pewno to pomoże.
Byłem już wtedy naprawdę mocno wkurzony - nie tylko wolną reakcją, ale kompletnym ignorowaniem moich odpowiedzi, bo ewidentnie było widać, że support po prostu ma procedurę: w pierwszym mailu wysyłamy to, a jak nie pomoże, to w drugim wysyłamy to. Wysmarowałem więc wiadomość (naprawdę siląc się na spokój i zachowanie kultury), że wszystkiego spróbowałem, że problem jest w jednym profilu, i żeby łaskawie sprawdzili, co z tym profilem jest nie tak, bo ja po swojej stronie niczego nie zdiagnozuję, skoro nie mam nawet żadnego komunikatu o problemie (poza tym na filmiku).
I co się okazało? Że MAM BLOKADĘ na moim profilu, bo YouTube wykrył "podejrzane zachowania" i "naruszenie warunków umowy". I że to blokada prewencyjna, która "sama powinna się zdjąć w ciągu najbliższych kilku tygodni". I tyle. Żadnych konkretów, jakie punkty regulaminu złamałem, kiedy i w jaki sposób. Żadnej informacji, dlaczego nie dostałem choćby maila, że taka blokada została nałożona. Kompletnie nic.
Mój mail z prośbą o bardziej szczegółowe wyjaśnienia pozostał już bez odpowiedzi, więc nie wiem, czym naruszyłem warunki umowy i czego wystrzegać się w przyszłości, bo naprawdę nie mam pojęcia, co by to mogło być. Korzystam z YouTube normalnie, oglądam filmy, nikomu niczego nie udostępniam "na lewo", moje własne filmy nie łamią regulaminu, nie mam żadnych negatywnych komentarzy czy zgłoszeń. Jednym słowem - są to znów zarzuty wzięte z powietrza, a ja nie mogę się przed nimi obronić. I mimo że płacę za konto Premium, na moim głównym profilu nie mogę obejrzeć nawet własnych filmików, bo tak postanowiła sobie firma.
Monopol
I takie rzeczy się dzieją, jeśli mamy do czynienia de facto z monopolem. Chcemy tego czy nie, YouTube pozostaje jedyną usługą o takich zasięgach, pojemności, liczbie użytkowników i wygodzie. Po prostu nie ma konkurencji, która byłaby w jakimkolwiek stopniu porównywalna, jeśli chodzi o publikacje treści dłuższych niż minuta czy dwie. I YouTube o tym dobrze wie, coraz częściej mając w nosie tych, dzięki którym tak naprawdę zarabia - bo nie oszukujmy się, bez oglądania nie byłoby wpływu z reklam. Ale że użytkowników są setki milionów, można spokojnie ignorować pojedyncze przypadki, bo one w takiej masie nie mają żadnego znaczenia - i to jest modus operandi wielkich, monopolistycznych firm. Mam wielką nadzieję, że w przyszłości jednak pojawi się jakaś konkurencja...
Komentarze
Prześlij komentarz