Komfort pracy

Dzisiaj będzie dość krótko, ale chciałbym opisać swoje wrażenia z pracy na zaktualizowanym komputerze. Bo chociaż na starą konfigurację przesadnie nie narzekałem, to były elementy, które zaczynały coraz mocniej doskwierać. Czy coś się zmieniło, poprawiło?

Pamięci nigdy za dużo

Moim podstawowym problemem była - jak się okazuje - pamięć operacyjna. Niby 32GB to sporo, nawet obecne w sprzedaży konfiguracje nierzadko mają tej pamięci mniej, ale w życiu "wirtualnego orkiestranta" to za mało. Tak czułem, gdy pracowałem nad dłuższymi, a rozbudowanymi aranżacjami, jak "Nad pięknym, modrym Dunajem" Johanna Straussa Syna. Wczytywanie trwało długo, odtwarzanie szło niesporo, a nawet zamykanie Studio One po dwu, trzygodzinnej sesji potrafiło zająć minutę (!). To, że sobie procesor nie zawsze dawał radę z kilkunastoma instancjami SINE Playera, byłem w stanie zrozumieć, ale zwłoki czasowe przy skalowaniu czy przewijaniu projektu - to albo wina dysku, albo pamięci. Dyski talerzowe ustąpiły miejsca SSD dwa lata temu, podejrzanym stała się zatem pamięć.

Na starej płycie głównej byłem w stanie maksymalnie zainstalować właśnie 32GB - i tego przeskoczyć się nie dało. Nowa płyta zatem miała po pierwsze przyjąć więcej pamięci, a po drugie - dać się rozbudować w przyszłości. Stanęło póki co na 128GB, z możliwością dołożenia drugiej takiej wartości. Ktoś może powiedzieć, że jest to przesada, ale już pierwsze próby z dużymi projektami orkiestrowymi pokazały, że niekoniecznie. Takie "Boléro" bez mrugnięcia okiem zabrało 42GB, wspomniany wyżej Strauss - 34GB:

Zużyte ponad 40GB pamięci? Da się!

Czyli faktycznie, w poprzedniej konfiguracji musiało się sporo dziać z użyciem pliku wymiany, bo te projekty zwyczajnie nie mieściły się fizycznie w pamięci...

Duża ilość pamięci przydaje się też, jak zauważam, jeśli często włączamy i wyłączamy programy. System trzyma je najwyraźniej w jakimś buforze w pamięci, bo kolejne uruchomienia zajmują zdecydowanie mniej czasu niż uruchomienie pierwsze. Przy długotrwałych sesjach z włączonym komputerem ma to niejakie przełożenie na zwiększenie komfortu.

Dyski nigdy nie są za szybkie

Obecnie używam (poza starymi dyskami SATA SSD) dwóch dysków NVMe, 2 i 4TB. Na pierwszym jest system operacyjny i zainstalowane aplikacje, na drugim - WSZYSTKIE posiadane biblioteki orkiestrowe (nareszcie w jednym miejscu). Skok wydajnościowy przy przejściu z SATA SSD na NVMe nie jest może aż tak spektakularny, jak przy przejściu z HDD na SSD, jednak istnieje z całą pewnością. Zauważalnie spadł czas ładowania systemu i czasy uruchamiania aplikacji - paradoksalnie największe wrażenie robią na mnie czasy uruchamiania środowisk programistycznych JetBrains, czyli IntelliJ i PyCharm. Pierwsze uruchomienie trwa - z zegarkiem w ręku - 5 sekund, i to nie do otwarcia okna programu, ale do zakończenia całej inicjacji. Po pięciu sekundach można od razu pisać czy uruchamiać programy! Na służbowym laptopie trwa to tak ze 3-4 razy dłużej.

Paradoksalnie, choć biblioteki orkiestrowe ładują się szybciej, to najmniejszy przyrost obserwuję tam, gdzie go najbardziej potrzebowałem - w Kontakcie. SINE Player czy Spitfire Player odpalają się bardzo szybko i błyskawicznie wciągają nawet gigabajt czy dwa danych, a Kontakt - gdzie tam. Samo uruchomienie tego samplera trwa dobrych 10 sekund i tak, mam tu na myśli aktualnie najnowszą, ósmą wersję Kontakta. Naprawdę, twórcy powinni pomyśleć albo o optymalizacjach ładowania bibliotek, albo wręcz o napisaniu tego elementu na nowo. Bo że da się nawet sporą bibliotekę obsługiwać szybko i wydajnie, udowania choćby Virharmonic Bohemian Cello, która uruchamia się w zasadzie natychmiast i od razu można grać.

Ogólnie o pracy w Studio One

O pracy ze Studio One mogę na razie napisać same superlatywy. Już sam fakt zainstalowania tylko wymaganych wtyczek skrócił czas startu programu. Skanowanie VST to najbardziej czasochłonna część tego procesu, a chociaż wiem, że można je wyłączyć w opcjach, to jednak lubię mieć zawsze aktualną listę. Start ze skanowaniem zabiera zwykle od 15 do 20 sekund. Kolejny start w ramach jednego włączenia komputera trwa dużo szybciej, bo wtyczki skanują się w mgnieniu oka - wtedy Studio One wczytuje się w około 5 sekund.

Ładowanie projektów znacznie przyspieszyło, średnio 2-3 krotnie, co jest wynikiem jak dla mnie wyśmienitym. Często zamiast minut czekam kilkanaście, kilkadziesiąt sekund, a szczególnie przyrost szybkości obserwuję tam, gdzie dotąd ładowanie trwało najdłużej - w utworach korzystających z bibliotek Orchestral Tools Berlin. SINE Player w nowych okolicznościach radzi sobie wyśmienicie.

Sama praca też przebiega bardzo sprawnie - o ile poprzednio musiałem mieć bufor ustawiony na 1024 próbki, a i tak zdarzały się "zapchania", zwłaszcza przy korzystaniu z instrumentów mocno obciążających procesor, jak Modartt Organteq. Teraz spokojnie mogę użyć bufora 256 bajtów z latencją 26ms.

Także czas renderowania projektów skrócił mi się znacząco. Wcześniej "współczynniki przyspieszenia" wynosił zwykle 2x lub 3x, to znaczy, że projekt renderował się tyle razy krócej w stosunku do czasu trwania. Sześciominutowy utwór zatem zwykle był gotowy po dwóch, trzech minutach. Teraz najczęściej współczynnik wypada w okolicach 8x-12x, więc są to już raczej dziesiątki sekund niż minuty.

Inne działania audio

Od kiedy przestałem nagrywać podcast, znacząco spadło moje zainteresowanie obróbką sygnału audio jako takiego. Już nie siedzę przy nagraniach, nie odszumiam, nie procesuję - tyle tylko, co potrzebuję do normalizacji nagrań z wirtualnej orkiestry. Niemniej, przeprowadziłem stosowne sprawdzenia we wszystkich używanych wcześniej programach: WaveLabie 12 Pro, Acoustice, Reaperze, SpectraLayers i Audio Editorze od iZotope. Wszędzie, rzecz jasna, wydajność wzrosła, w tym bardzo ucieszyłem się, że mój ulubiony kompresor, PSP Flare, działa znaczniej żwawiej. Muszę koniecznie wyróżnić dwie aplikacje, jedną na plus, a drugą na minus. SpectraLayers od Steinberga zdecydowanie dostało skrzydeł. Wprawdzie już wersja 10 zmieniła moje nastawienie, dość kiepskie w momencie testów "dziewiątki". Obecna wersja 11 na mojej obecnej konfiguracji po prostu "fruwa". Uruchomienie w 3 sekundy, rozdzielenie na głos i szum to ułamek czasu trwania nagrania (naprawdę jest BARDZO szybko). Obecnie najbardziej wymagającym obliczeniowo zadaniem w SpectraLayers jest chyba Unmix Song z włączoną jakością Extreme. Dla piosenki "Bohemian Rhapsody" grupy Queen czas podziału na stemy wyniósł około 2:45, czyli mniej więcej połowę czasu trwania piosenki. Przy okazji, nadal nie jestem w stanie pojąć, jakim cudem Unmix Song potrafi "wyjąć" z takiej piosenki wokal RAZEM Z POGŁOSEM, praktycznie bez żadnych artefaktów?

Wyróżnienie na minus spotyka Audio Editor od iZotope, składnik pakietu RX11. Tutaj przyrost wydajności okazał się najmniejszy, jakby iZotope nie stosowało intensywnie wielowątkowego przetwarzania (bo że nie stosuje wsparcia karty graficznej, to akurat wiadomo). Nie wiem, z czego to może wynikać, ale nawet WaveLab 12, który demonem wydajności nie jest, taką normalizację głosności na przykad (połączoną z wielostopniową analizą całego pliku) robi dużo szybciej. Wiem, że algorytmy w obu przypadkach są inne, ale wcześniej czasy przetwarzania były podobne, teraz WaveLab znormalizował 43 minutowe nagranie w 19 sekund (6 przebiegów analizy), a Audio Editor potrzebował aż 3:56 (trzy przebiegi).

Podsumowanie

Przyspieszyły wszelkie konwersje, w tym np. kompresja plików do formatu MP3. Wspomniane wyżej 43 minutowe nagranie stereo za pomocą kodera lame zostało skonwertowane z najwyższą możliwą jakością 320kbps/CBR w czasie 18 sekund. Podobnie kodowanie wideo - opracowuję właśnie czwarty odcinek "Wirtualnej orkiestry" i jej robocza wersja, trwająca obecnie ok. 40 minut, jest renderowana przez DaVinci Resolve w trochę ponad 2 minuty...

Przyznaję jednak, że najbardziej podoba mi się zdecydowanie większa... jakby to powiedzieć... chyżość nowej konfiguracji. W dzisiejszych czasach pewnie byśmy napisali: responsywność. Chodzi po prostu o to, że mało się czeka, za to dużo rzeczy dzieje się błyskawicznie. Bardzo to doceniam, bo to są te detale, które czasem ważą na tym, czy chce nam się coś zrobić, czy też nie. Ostatnio miałem już taki syndrom ze Studio One - popracować nad utworem? E, uruchomienie komputera to ok. 3 minuty, potem start Studio One - kolejne 2-3 minuty, parę minut na ładowanie samego projektu... przynajmniej 10 minut, zanim w ogóle cokolwiek zacznie się robić. W momencie, gdy 10 minut zamieniamy na 3-4, motywacja jednak rośnie.

Było warto? Wydaje się, że tak. Ogólnie stara konfiguracja nie była zła, ale jak się zacznie zbierać te wszystkie drobne poprawione rzeczy, to jednak obecnie pracuje się dużo wygodniej. I tyle.

Komentarze