Co z mikrofonami dynamicznymi?
Mniej więcej rok temu pisałem o Zoomie ZDM-1, który miał być ostatnim testowanym przeze mnie mikrofonem dynamicznym. Potem nadarzyła się okazja odkupienia PreSonusa PD70, a jesienią trafił do mnie jeszcze Shure Beta58A. Zasadniczo jednak dałem sobie spokój z "dynamikami", aż zostało to zauważone przez jednego ze słuchaczy mojego podcastu "Gadanie Gadesa", który zapytał mnie wprost, czy rzeczywiście zamierzam się teraz skupiać już tylko na mikrofonach pojemnościowych. Hm... tak i nie...
Rozwój
Kiedy trzy lata temu zaczynałem prowadzić podcast, miałem niewielkie doświadczenie w nagrywaniu - od mniej więcej półtora roku usiłowałem nagrywać audiobooki, z mizernym skutkiem zresztą. W tamtym momencie "park maszynowy" nie był jeszcze zbyt rozwinięty, a ja (tak naprawdę) niewiele wiedziałem o nagrywaniu. Karkołomna próba uzyskania dobrej jakości nagrań z Shure'a SM7B, podłączonego poprzez GoldenAge Pre73 do Tascama DR05 była z góry skazana na niepowodzenie. Na szczęście (lub nieszczęście), zacząłem sobie wówczas zadawać pytanie: dlaczego tak się dzieje? Dlaczego porządny (było nie było) mikrofon nie daje się nagrać w bardzo dobrej jakości?
Szczęśliwa rodzinka moich "dynamików", bez Zooma ZDM-1, będącego na chwilowym wypożyczeniu
Testowanie kolejnych mikrofonów i urządzeń nagrywających miało dostarczyć mi odpowiedzi na te pytania - i finalnie rzeczywiście tak się stało. Zaczynałem od modeli raczej tanich i prostych, bo te łatwo było pozyskać, potem przyszła pora na mikrofony "specjalne" (np. shotgun czy mikrofon binauralny), a ostatnio nacisk położyłem na solidne mikrofony pojemnościowe (liczba oficjalnie przetestowanych modeli przekroczyła w tym momencie 40).
Ograniczenia
To, że mikrofony dynamiczne przestały się stadnie pokazywać w testach na moim podcaście, wynika z kilku czynników i wbrew pozorom niekoniecznie najważniejszy jest czynnik ekonomiczny. Z mojego punktu widzenia kluczowy jest czynnik, ehm, użytkowy. Chodzi o to, że dotąd mechanizm działał na ogół tak, że po zakupie mikrofonu używałem go przez dłuższy czas, a często też miałem przewidziane do niego jakieś przeznaczenie i... miejsce. Póki mikrofonów miałem niewiele, to się całkiem nieźle sprawdzało. Obecnie moje studio jest już w zasadzie "nasycone", a nawet "przesycone". Siadając do nagrywania mam najczęściej dylemat "czym nagrywać" wynikający nie z niedoboru, ale nadmiaru właśnie. Wybrać Neumanna TLM102, WarmAudio WA87 czy Lewitta LCT540S? Pod względem jakości brzmienia, poziomu szumów czy wymaganej obróbki żaden "dynamik" nie może stawać z nimi w szranki w moim studio, bardzo mi przykro. A po co nagrywać czymś "gorszym", skoro można nagrywać czymś "lepszym"?
Od biedy dałoby się ten argument zbić twierdzeniem, że przecież chodzi bardziej o testy, a skoro mikrofony dynamiczne są (z reguły) dużo tańsze od "pojemnościówek", to może rzecz warta jest rozważenia? Poniekąd mnie to przekonuje, bo chętnie sprawdziłbym np. Sennheisera E835 czy (bardziej) ElectroVoice RE20. Niestety, zwyczajnie i po prostu kończy mi się miejsce do przechowywania tego całego sprzętu, a kiedy do głosu dochodzą resztki rozsądku, okaże się, że zakup na dwa-trzy tygodnie testów mikrofonu, który potem będzie leżakował latami nieużywany, naprawdę pozbawione jest sensu... I tyczy się to nie tylko mikrofonów dynamicznych - ale ich przede wszystkim, w związku z tym, że pod względem jakości nagrań są na straconej pozycji w stosunku do mikrofonów pojemnościowych.
Shure SM7B
Ha, odcinek o mikrofonach dynamicznych bez tego tytana nagrań głosowych? Niemożliwe! W istocie, SM7B jest szczególnym mikrofonem, do którego czuję jakiś niewytłumaczalny sentyment. To przez niego to wszystko - mam na myśli moje zainteresowanie nagrywaniem i sprzętem do niego służącym. Długie miesiące strawiłem na walce z niskim poziomem sygnału oraz wysokimi szumami w nagraniach wykonywanych za pomocą SM7B, nie mogąc zrozumieć, dlaczego tak drogi mikrofon sprawia aż takie problemy. Dzisiaj wiem już, że trzeba mieć "po prostu" albo dobry sprzęt nagrywający (z dużym wzmocnieniem i minimalnymi szumami własnymi), albo nisko zawieszoną poprzeczkę tolerancji na szumy w nagraniu. U mnie skończyło się na Zoomie F3 i RødeCasterze 2 oraz opanowaniu obsługi ekspandera...
Muszę przyznać, że SM7B ma pewną dość unikalną cechę, która sprawia, że nie zamierzam się go pozbywać. Otóż z moim (ale nie tylko moim) głosem jest niezwykle tolerancyjny na sybilanty, za to dodaje miłego ciepła. To sprawia, że obróbka nagrań, gdy szumy nie stanowią już dużego problemu, jest minimalna. Wśród mikrofonów pojemnościowych jego odpowiednikiem w moim studio jest JZ Vintage 11.
Czyli z dynamikami koniec?
Obawiam się, że tak. Osobiście nie czuję z tego powodu dużego smutku - mam już w kolekcji bardzo dobrych przedstawicieli tego typu mikrofonów; wiem, jak brzmią i jakie mają ograniczenia (a jakie zalety!)
Na koniec pojawia się jeszcze refleksja, że dobre rozpieszcza - i w kwestii mikrofonów jest to święta prawda. Jeśli ktoś "zażyje" nagrywania dobrymi mikrofonami w nie tak znów tragicznych warunkach, nie będzie chciał wrócić do rejestrowania głosu Behringerem XM8500 (mimo że to świetny mikrofon w swojej kategorii!). I chyba tu leży sedno całego zagadnienia - zostałem skutecznie "rozpuszczony"...
Komentarze
Prześlij komentarz