Czajkowski i łabędzie szaleństwo

Historie dawne

Kiedyś, dawno temu, jeszcze w czasach, gdy moim jedynym instrumentem muzycznym był moduł Yamaha MU-50, a sekwencerem Cubase 3.01, uruchamiany na Atari 1040 STfm, nagrałem kilka coverów, których ani tak nie nazywałem, ani nie brzmiały zbyt podobnie do oryginałów. Wszystko odbywało się wówczas "ze słuchu", a smętne próbki AWM2 miały imitować brzmienia orkiestrowe (i nie tylko). Do dzisiaj mam gdzieś na dyskach zarchiwizowane nagrania z tamtych czasów, rejestrowane jeszcze na kasecie magnetofonowej i później dopiero "cyfryzowane". Z utworów orkiestrowych są tam zaledwie dwa: motyw z serialu "Lalka" Andrzeja Kurylewicza (którą nagrałem na nowo kilka lat temu) oraz "Taniec małych łabędzi" z "Jeziora łabędziego", o którym to utworze będzie dzisiaj słów parę.

Geneza

Ten przydługi wstęp był po to, by po pierwsze pokazać, dlaczego akurat ten utwór trafił na tapet, a po drugie, by nieco nawiązać do czasów, gdy kompletnie nie dbałem o realizm, skupiając się wyłącznie na próbach uzyskania czegoś brzmiącego choćby podobnie do prawdziwej orkiestry. W tamtym nagraniu sprzed lat nie wiedziałem bowiem, jakie partie grają które instrumenty i wszystko dobierałem na wyczucie, tak aby rezultat po prostu brzmiał jak najwierniej oryginałowi. A oryginałem było dla mnie wówczas nagranie ze składanki "Przeglądu Reader's Digest" pod tytułem "150 najpiękniejszych melodii", którą Tata kupił w latach dziewięćdziesiątych (przypominam, że to były czasy przedinternetowe, kiedy słuchać można było albo własnych zasobów, albo radia i telewizji). Nie wiem nawet, czy to nie był pierwszy utwór Czajkowskiego, jaki w ogóle słyszałem w życiu - a na pewno pierwszy, kiedy taką świadomość uzyskałem.

Sięgając zatem do tych przedpotopowych czasów, postanowiłem przygotować współczesny mock-up, już zupełnie zgodnie ze sztuką. Oboje są obojami, fagoty fagotami, a flety - fletami. Utwór jest bardzo krótki i w zasadzie pozbawiony jakichś tajemniczych zawiłości, więc prace nad nim przebiegły dość sprawnie, a na pewno sprawniej niż nad utworami Edvarda Griega. Główne partie grają instrumenty z BBC Symphony Orchestra, ale wspierają je dzielnie dęciaki ze Spitfire Studio Woodwinds:

Odskocznia

Ten utwór był - przyznaję - miłą odskocznią od dłuższych opracowań. Całkiem sympatycznie było wrócić do obojowych klimatów, chociaż zupełnie nie mam serca do baletu jako takiego. Przygotowując swoją wersję, obejrzałem wiele wykonań, często z towarzyszeniem obrazu z wystawienia baletu i ta forma sztuki zupełnie do mnie nie przemawia. Może niepotrzebnie widziałem przygotowania baletnic i mam spaczone pojęcie o kulisach tych, pięknych skądinąd, przedstawień.

Tak czy owak, to jedyny utwór Czajkowskiego, na jaki się obecnie nastawiam - chyba, że pokusi mnie o nagranie "Walca kwiatów" z "Dziadka do orzechów".

Komentarze