Podsumowanie 2021
Podsumowań chyba już nie lubię, ale w tym roku zdarzyło się w dziedzinie dźwięku tyle, że muszę sobie to jakoś uporządkować. Zdałem sobie bowiem sprawę, że zaczynam się gubić w tym, co, gdzie i kiedy się wydarzyło.
W rok 2021 wchodziłem jako jednostka dość wyczerpana dźwiękiem. Dopiero co w grudniu wydałem "Synergy", zaś w kwestii nagrań wokalnych byłem wciąż w lesie, walcząc ze sprzętem, szumem, pogłosem i tak dalej. No, dobrze, z pogłosem już nie walczyłem, bo pokój miałem zapchany absorberami, które okazały się nad wyraz skuteczne, więc przynajmniej to udało się dopiąć. Nie zmienia to faktu, że z nagrań głosowych nadal nie byłem zadowolony - i to zarówno z tego, JAK mówię, jak i jak ten mój głos się nagrywa.
Sprzęt
W kwestii sprzętowej w ogóle panował wówczas chaos - miałem dwie główne konfiguracje sprzętowe. Pierwsza, nazwijmy ją "komputerową", to AKG D5, podłączony bezpośrednio do Focusrite Clarett 2Pre. Nagrywałem tym zestawem dźwięk bezpośrednio w komputerze, np. na potrzeby filmików youtube'owch i był on niezbyt wysokiej jakości.
Drugi zestaw, "audiobookowy", to WarmAudio WA87, podłączony do GoldenAge Pre73 i rejestratora Tascam DR-05 (do Tascama za pośrednictwem ledwo działającej przejściówki z dużego na małego jacka). Ten zestaw również szumiał, ale już zauważalnie mniej, za to był bardzo delikatny. Wyrobione gniazdko w Tascamie i przejściówka powodowały, że wystarczyło lekko potrącić kabel, by wprowadzić do nagrania trzaski, buczenia, a czasem wręcz przerwać kontakt.
Oprogramowanie
Do obróbki stosowałem wówczas parę programów Acon Acoustica i Steinberg WaveLab Elements. W pierwszym odszumiałem i wstępnie korygowałem, w drugim - usuwałem oddechy i błędy oraz robiłem końcową obróbkę. Z wtyczek na pewno korzystałem z Klevgrand Brusfri do odszumiania i wtyczek od FabFilter do pozostałych rzeczy.
W kwestii oprogramowania trochę się za to rozwinęła sekcja instrumentalna, głównie za sprawą tanich syntezatorów od firmy CherryAudio czy aktualizacji Arturia V Collection 8. Muzycznie jednak nie poszalałem w tym roku i poza dosłownie kilkoma utworami i kilkoma "remasterami" utworów już znanych nic nowego się nie ukazało.
Luty - miesiąc, w którym wszystko się zaczęło
A zaczęło się wcale nie od sprzętu czy oprogramowania, ale od... Eufonii, czyli Marty Witkowskiej, mojego logopedy. Postanowiłem skorzystać z konsultacji i dowiedziałem się paru (niezbyt przyjemnych) rzeczy na temat mojego mówienia. No i konsekwencją tego była chęć rozwoju, zatem zacząłem ćwiczyć, ale żeby nie ćwiczyć na audiobookach (bo byłoby mi szkoda nagrywania powieści, gdzie w początkowych rozdziałach robię mnóstwo błędów, a koniec jest już akceptowalny). I wtedy znalazłem podkasty, które wówczas rozumiałem jako takie proste, prywatne audycje "radiowe". Zacząłem więc nagrywać kolejne odcinki i wrzucać je na BandCampa.
Dopiero zgłębiając uważniej temat podkastów dowiedziałem się, że robi się to trochę inaczej. Inaczej też wygląda publikacja. Założyłem zatem konto na Achorze i przerzuciłem tam nagrane już odcinki.
Był już marzec, a ja stwierdziłem, że nagrywanie podkastu za pomocą WA87 jest zbyt uciążliwe, ale że AKG D5 dawał zbyt cichy sygnał (tak mi się wówczas wydawało), dokupiłem do niego FetHeada. A przy okazji szukania informacji o aktywatorach dowiedziałem się o istnieniu Shure SM7B oraz... dbx286s. Najpierw zainwestowałem w ten drugi wynalazek, ale że nadal nie byłem stuprocentowo zadowolony z efektów, do moich rąk trafił SM7B. I wtedy dopiero rozpętało się piekło.
SZUMY!
O ile wcześniej "chorowałem" na zbyt cichy sygnał, którego konsekwencją była walka z szumami, to teraz - dzięki właśnie SM7B - szumy po prostu zawładnęły moją wyobraźnią. Ten mikrofon, podpięty do GoldenAge'a i potem do Tascama DR-05, po prostu pioruńsko szumiał (tak, to nie on, to przedwzmacniacz, teraz wiem, wtedy nie wiedziałem). Po podłączeniu do komputera jeszcze gorzej, bo sam komputer szumi. No i zaczęło się obmyślanie, co tu można zrobić.
W międzyczasie stwierdziłem, że te pierwsze odcinki podkastu zwyczajnie nie nadają się do niczego, zwłaszcza pod kątem technicznym, bo były tak przekombinowane obróbkowo, że nie nadawały się do słuchania. Dodatkowo były "skażone" moją ówczesną przypadłością, czyli "mruczeniem" do mikrofonu, co nie pomagało w uzyskaniu ładnego brzmienia.
Obróbkowo za dużo wówczas nie potrafiłem zdziałać - niby Brusfri jakoś tam dawał radę, ale z WA87. Przy SM7B okazał się za słaby. Podjąłem więc męską decyzję o zakupie nowego rejestratora, z wejściami XLR, dzięki czemu mógłbym podłączyć mikrofon bezpośrednio, zamiast korzystać z pośrednictwa GoldenAge'a i przejściówki na małego jacka. Jednocześnie po głowie zaczęła chodzić mi myśl o nagrywaniu wywiadów, rozmów, a do tego idealnie - jak mi się wówczas wydawało - nadawałby się RødeCaster Pro. Najpierw zatem w moje ręce trafił nowy Tascam DR-100Mk3, zaś na początku czerwca - RødeCaster Pro. Rozpoczął się nowy rozdział.
Nowy świat
Plusem nowych urządzeń rejestrujących była dość szybka weryfikacja moich opinii na temat tego, co wiem o nagrywaniu i o sprzęcie. No i o źródłach szumu w nagraniach. Niejako przy okazji nagrywania wywiadów w arsenale pojawił się najpierw Lewitt MTP550 DMs, a potem Shure SM57, na którym chciałem wypróbować metamorfozę brzmieniową w SM7B, który - tak nawiasem mówiąc - nadal był moim głównym mikrofonem. Na początku czerwca i lipca pojawiły się też nowe aktywatory, które tak naprawdę tylko upewniły mnie w tym, że nie one są rozwiązaniem problemów z szumem w SM7B.
Za to z szumem się jakoś pogodziłem, a to dlatego, że Spectral DeNoise z pakietu iZotope RX Standard wynagrodził mi wszystkie lata zgryzot - działa bowiem rewelacyjnie. W ogóle obróbką przestałem się aż tak bardzo przejmować - po tym, jak szum przestał być palącym problemem, reszta obróbki nie zaprząta mnie za bardzo. Ot, usuwam mlaski i sybilanty (jeśli trzeba), koryguję i kompresuję. Wielkiej filozofii tu nie ma, choć przeczuwam, że to może być coś, co zajmie mnie w nowym roku na dłużej.
Przy okazji dokonałem małej rewolucji, odsuwając na boczny tor Acoustikę i (przede wszystkim) WaveLaba, a doceniając nareszcie Reapera. Odpowiednio skonfigurowany, znakomicie przyspieszył pracę nad podkastami i nie tylko nad nimi.
Jednocześnie Acoustica nie zniknęła zupełnie, bo po przejściu na wersję Premium mam w niej edycję spektralną, którą zainteresowałem się niedawno i myślę, że to - prócz szeroko rozumianej obróbki - może być "tematem" na nadchodzący rok.
Podsumowanie
Ostatecznie zatem stało się niezmiernie dużo w stosunkowo krótkim czasie. Naprawdę, chciałbym rok temu wiedzieć to, co wiem teraz, uchroniłbym się przed wieloma może nawet nie błędami, ale ślepymi uliczkami. Z drugiej strony, gdyby nie te błędy, nie widziałbym też wszystkiego i być może nadal miałbym wątpliwości co do niektórych rozwiązań.
Podkast ma szansę doczekać się czterdziestego odcinka przed końcem roku - a to już spore zaskoczenie, bo kiedy go zakładałem, szacowałem jego żywotność na 15-20 odcinków, a i to maksymalnie, jeśli na rozmowę zgodzą się wszyscy planowani goście. Do większości rozmów, niestety, nie doszło, zaś podkast zmienił się na bardzo technologiczny, niemniej wytrzymał. Czy przetrwa kolejny rok? Trudno przewidzieć - zobaczymy w grudniu 2022.
Komentarze
Prześlij komentarz