[K] Cherry Audio DCO-106

Ten syntezator trafił do mnie zupełnie przypadkowo niedługo po teście Arturii V Collection 8. Zafascynowany sprawdzonym właśnie Jun-6, zainstalowałem DCO-106 z pewnym oporem, bo po co mi jeszcze jeden emulator Juno 60? Przypominam, że od lat jestem użytkownikiem TAL-U-NO-LXv2, którego do tej pory bardzo sobie chwaliłem, a który w moim prywatnym rankingu o włos przegrał z produktem Arturii. Ciekawość jednak przemogła - czy instrument za 25 dolarów może w ogóle konkurować nie tylko z kosztującym 60 dolarów TAL-U-NO-LX, ale także z wartym według producenta 199 euro Jun-6? Zapraszam do sprawdzenia.

Emulator czego?

Właściwie wszystkie wymienione wtyczki emulują nieistniejący instrument. Chodzi o to, że Roland wypuścił dwa bliźniacze modele: Juno 60 i Juno 106. Różniły się one nieznacznie, bo np. oryginalny Juno 60 nie miał funkcji portamento oraz gniazd MIDI, za to miał arpeggiator, którego było brak w Juno 106 (model ten był także zaopatrzony w gniazda MIDI). Omawiane emulacje zbierają wszystko, co najlepsze z obu Juno, czyli mamy i arpeggiator, i portamento, i MIDI (co oczywiste), zaś dodatkowo model od Arturii dodaje drugie LFO i drugą obwiednię, zaś razem z DCO-106 dodają także wbudowaną linię opóźniającą (delay) i pogłos.

Brzmienia

Model od Cherry Audio wygląda bardzo schludnie i jest dostarczany ze zbiorem ponad 330 presetów, w tym także są odtworzone firmowe presety z Juno 106, jeśli więc ktoś dysponuje oryginalnym urządzeniem Rolanda, może sobie posłuchać, na ile zgodny jest wirtualny odpowiednik. Ja, niestety, mam tylko Juno G, który nijak się ma do "stoszóstki", więc takie sprawdzanie mnie ominęło.

Brzmienia są jednak fantastyczne! Im dłużej ich słuchałem, tym większą miałem ochotę nagrać coś w duchu lat osiemdziesiątych i ostatecznie rzeczywiście powstał pewien utwór, ale ze względu na część znajdujących się w nim spontanicznych wokali, nie ośmielę się go opublikować. Bawiłem się jednak jak małe dziecko, bo naprawdę jest czym! W Juno 60 (czy Juno 106, to bez znaczenia) tworzenie nowych brzmień jest niewiarygodnie wręcz proste! Tutaj nie ma całej zgrai oscylatorów z bogatym wyborem fal, nie ma zaawansowanych sekcji obwiedni czy fikuśnych filtrów. Nie ma matryc łączenia wszystkiego z wszystkim.

Na początku klikamy na przycisk New, co "zresetuje" cały instrument. Teraz skupiamy się na sekcji DCO, która w latach osiemdziesiątych była przełomowa. Tutaj decydujemy o kształcie fali naszego brzmienia - mamy do wyboru falę prostokątną lub trójkątną (lub obie naraz, też tak się da). Następnie decydujemy suwakiem LFO, jak bardzo moduł generatora wolnych przebiegów (LFO) będzie wpływał na brzmienie. Suwakiem PWM sterujemy szerokością impulsu, zaś przyciskami Range ustawiamy odpowiednią oktawę. Dodatkowo możemy skorzystać z suboscylatora (suwak Sub) i generatora szumu (suwak Noise). Co ciekawe, jeśli wyłączymy fale (prostokątną i trójkątną), zaś wzmocnimy szum, możemy tworzyć brzmienia o charakterze perkusyjnym.

Dalej idzie już z górki - mamy blok filtracji (VCF), wzmocnienia (VCA) oraz blok obwiedni głośności (ENV), w klasycznym układzie ADSR, czyli attack-decay-sustain-release. Warto się jeszcze przyjrzeć grupie Voice Assign, gdzie można wybrać np. dwa różne tryby polifonii (w pierwszym nie działa np. portamento), tryb monofoniczny oraz tryb unison, z możliwością regulacji rozstrojenia.

Całe brzmienie można okrasić legendarnym dla rodziny Juno chorusem, a w przypadku DCO-106 możemy się pokusić o dodanie delay-a czy pogłosu.

Do dyspozycji mamy jeszcze regulację pracy generatora wolnych przebiegów (LFO) oraz to, jak ma działać portamento czy arpeggio. I to tyle - naprawdę po kwadransie zabawy jest to wszystko do ogarnięcia i zaczyna się odkrywanie, co można zrobić z tak przecież prostym zestawem parametrów. A da się zrobić wiele, bo i brzmienia basowe (wzmocnione suboscylatorem) wychodzą świetnie, i drapieżne leady do solówek są nie do pogardzenia, zaś pady... ach... no piękna sprawa, naprawdę! Zwłaszcza jeśli dodamy chorusa i nieco pogłosu, nieco przytniemy dół filtrem górnoprzepustowym - nic więcej nie trzeba!

A co z Jun-6?

Tak się zachwycam i zachwycam, a co z porównaniem do Jun-6? W zasadzie moje zachwyty odnoszą się do samego Juno 60/106, nie konkretnie DCO-106, jednak nie sposób nie porównać obu emulatorów ze sobą. Oba mają przewagę nad TAL-U-NO-LX w postaci trybu unison (który wnosi naprawdę sporo, zwłaszcza do brzmień o charakterze basowym i leadowym). Początkowo myślałem, że Jun-6 będzie górą dzięki dodatkowym LFO i obwiedni, definiowaniu akordów czy możliwości wyboru "zaawansowania wiekowego" instrumentu, ale z drugiej strony DCO-106 ma szersze możliwości konfigurowania LFO, bardziej rozbudowany arpeggiator, a także możliwość regulacji szerokości chorusa. Można więc uznać, że każdy ma coś ciekawego do zaoferowania, jednak jeśli miałbym zakupić tylko jeden, to bez wątpienia byłby to DCO-106. Być może i Jun-6 jest nieco lepszy, ale nie na tyle, by kosztować prawie 10 razy więcej.

Co do TAL-U-NO-LXv2, to i on przegrałby u mnie obecnie z DCO-106. Po prostu brzmienie z tego ostatniego wydaje mi się o wiele przyjemniejsze, aczkolwiek wierzę, że są zwolennicy talowskiego, bardziej chropowatego i surowego brzmienia.

Jak dla mnie, DCO-106 obecnie jest jedną z najlepszych propozycji dla wielbicieli modeli Juno 60/106.

Komentarze