Nie tylko covery
Myliłby się ktoś, kto przypuszczałby, że zajmuję się ostatnio wyłącznie nagrywaniem muzyczek z atarowskich gier. Nadal trwają prace na nowym albumem (tu bez jakichś potężnych postępów, niestety) oraz ćwiczenie się w sztuce miksu i masteringu. Jako że ostatnio na jednej z grup producenckich publikowałem stary już utwór "Pray" i dostałem parę uwag, co można by poprawić w miksie, postanowiłem spróbować. Ale...
Przenosiny z FL Studio
Problemem okazało się to, że utwór (z płyty "Runaway") został nagrany jeszcze w FL Studio i, co typowe dla moich kompozycji z tamtego okresu, praktycznie "zatyka" ten program. Nie da się go praktycznie słuchać, a obciążenie procesora dochodzi do 100%. Oczywiście, można by wyrenderować poszczególne ścieżki i miksować tylko materiał audio. Nawet się już za to zabrałem, ale naszła mnie nagle refleksja, że skoro już się za to zabieram i posiedzę przy miksowaniu, to może warto "przy okazji" przenieść jednak ten utwór do Cubase'a albo Studio One?
Procedurę już znałem, więc skonwertowałem utwór w FL Studio tak, by móc go wyeksportować do MIDI (trzeba wykonać polecenie Tools-Macros-Prepare for MIDI export), po czym - też nauczony doświadczeniem - spisałem sobie wszystkie nazwy ścieżek i informacje, jakie instrumenty są tam umieszczone. Jednocześnie pozapisywałem ustawione tam barwy jako własne presety, żeby później móc po prostu wybrać je z listy.
"Pray" w FL Studio
Cała ta procedura, również tradycyjnie, zajęła całkiem sporo czasu, jednak koniec końców dostałem wreszcie utwór, który w Cubase (na niego się zdecydowałem) brzmiał w sposób zbliżony do oryginału. Co ciekawe, podobnie jak przy poprzednich przenosinach, także teraz spadło zapotrzebowanie na moc obliczeniową i Cubase (nawet po zakończonych pracach) pokazywał obciążenie na poziomie 30-40%. Czyli to prawda, że FL Studio ma jakiś problem z optymalizacją.
"Pray" w Cubase
Jaka postać ostateczna?
Wszystko to skłania mnie do refleksji nad sposobem przechowywania gotowych (zdawałoby się) utworów. Dotąd po prostu zostawiałem aranżację tak, jak wyglądała ona po zakończeniu pracy. Plus tego rozwiązania - można wrócić do zabawy w każdej niemal chwili, dodać coś, zmienić. Minus - po pewnym czasie "powrót do zabawy" możne okazać się niemożliwy albo bardzo trudny. Wystarczy, że zabraknie nam jakiejś wtyczki (lub wtyczek); wystarczy, że zmienimy program DAW, a starego nie będziemy mogli uruchomić. W sumie z tej ostatniej obawy wynika fakt, że trzymam ciągle FL Studio na dysku i aktualizuję je. Żeby się później "nie okazało".
Jaka więć jest alternatywa? Można zapisać projekt w "uniwersalnym" formacie AAF - ale w sumie daje to niewiele, bo i tak wszystkie ścieżki do eksportu trzeba najpierw wyrenderować. Pozostaje więc tak czy owak eksport wszystkich ścieżek do formatu audio + eksport danych MIDI do tegoż formatu, po czym mozolne odtwarzanie całości w "razie czego". Pomijam już tutaj fakt, ile miejsca zajmuje utwór zgrany do ścieżek, a trzeba go w tej postaci zarchiwizować.
Uf, administracja...
Przyznam, że te rzeczy związane z zarządzaniem projektami, eksportami, importami itp. są jak dla mnie bardzo męczące. I zamiast skupiać się na nagrywaniu, człowiek traci czas np. na instalowanie aktualizacji, skanowaniu wtyczek, sprawdzaniu, czy aby wszystko się przeniosło... A gdzie tu przyjemność z muzykowania?
Dlatego przypadki takie jak powyżej nie będą pojawiać się często, bo po prostu szkoda mi czasu.
A co ostatecznie z miksem? Muszę przyznać, że miksowanie w Cubase to naprawdę przyjemność, a i utwór w postaci "linearnej" jest dużo prostszy do opanowania - spójrzcie zresztą na zrzuty ekranu. W FL Studio, jeśli człowiek sam nie zadba o sensowny wygląd, to nie wiadomo, co gdzie i kiedy. W Cubase wszystko jest ładnie poukładane, ścieżki do ścieżki i niczego nie trzeba trzy razy sprawdzać czy się domyślać.
Komentarze
Prześlij komentarz