[S] Mikrofon JZ Vintage 11

Są takie mikrofony, których brzmienie od "pierwszego razu" się nam podoba. Do tej pory miałem tak dwukrotnie - przy Lewitcie LCT-440 i przy Røde NT1 5th. Oba te mikrofony kupowałem z określonymi oczekiwaniami i te oczekiwania były spełniane z nawiązką, a same mikrofony mają zapewnione częste wizyty na ramieniu mikrofonowym w moim domowym studio (co ciekawe, SM7B, którego brzmienie też bardzo lubię, zdecydowanie nie zrobił dobrego pierwszego wrażenia, przekonałem się do niego po pewnym czasie dopiero). Trzeci raz podobne wrażenie miałem przy pierwszym podłączeniu testowane mikrofonu JZ Vintage 11. Zacząłem mówić i... no cóż, spodobało mi się to, co usłyszałem w słuchawkach.

A miało nie być nowych mikrofonów!

Tak, tak, i w zasadzie nie ma - JZ Vintage 11 otrzymałem do testów od gdyńskiej firmy Dialog-Media, oficjalnego dystrybutora mikrofonów łotewskiej firmy. Mikrofon nie jest zatem mój i nie dostanę go (ani innej zapłaty) w ramach wynagrodzenia. Dystrybutor nie wywierał także żadnej presji na pozytywne spojrzenie na ten mikrofon ani nie ingerował w treść, którą tu przedstawiam.

Czarny, płaski, ładny

Mikrofon trafia do odbiorcy w ładnym, ciemnografitowym pudełku wypełnionym pianką, trzymającą całość w miejscu. Sam mikrofon ma spore rozmiary, ale dość nietypowy wygląd - jest bardzo płaski, a wysoki i zamocowany na ramieniu mikrofonowym wygląda intrygująco. Pomaga w tym nietypowy uchwyt statywowy, mocowany do spodu mikrofonu za pomocą dwóch śrub - niestety, jest to uchwyt sztywny i mimo obecności gumowych amortyzatorów, niespecjalnie dobrze tłumi drgania pochodzące ze statywu. Streamerzy mogą kręcić nosami, bo dość często manipulują oni mikrofonem w trakcie transmisji - na szczęście nie jest to typowy mikrofon dla streamerów.

Osoby, chcące lepiej zabezpieczyć mikrofon podczas nagrań, muszą od firmy JZ kupić opcjonalny koszyk Vintage Shock Mount, bowiem ze względu na swoją budowę, Vintage 11 nie pasuje do uniwersalnych koszyków np. firmy Rycote z serii InVision.

Mikrofon pozbawiono wszelkich przełączników, filtrów czy tłumików, za to przed rozpoczęciem pracy należy wykręcić z górnej ścianki śrubę transportową - całe szczęście jest na niej zawieszona karteczka z ostrzeżeniem.

Jeśli chodzi o jakość wykonania, nie mam tutaj żadnych zastrzeżeń do testowanego mikrofonu. Firma JZ szczyci się tym, że montuje swoje produkty ręcznie na Łotwie, dbając bardzo o kontrolę jakości i wysoki standard wykonania - coś w tym musi być, próżno tutaj szukać jakichś błędów pasowania czy niechlujności.

Gadamy i słuchamy

Vintage 11 to mikrofon wielkomembranowy o charakterystyce kardioidalnej. Sama membrana wykonana jest w technologii zwanej Golder Drop, która - według producenta - zapewniać jej niezwykłą wręcz lekkość, a co za tym idzie, łatwość oddania najmniejszych nawet niuansów nagrywanego dźwięku. Wypadałoby to jakoś sprawdzić, postanowiłem zatem wykonać serię nagrań testowych i porównawczych.

Pod względem cenowym najbliższym mikrofonem z mojej kolekcji okazał się WarmAudio WA87, ale postanowiłem porównać mikrofon (dość niesprawiedliwie, przyznam) - z Shure'em SM7B. To ostatnie porównanie zrobiłem celowo, ponieważ Vintage 11 ma dość mocno podkreślone niskie tony, daje więc ciepłe, jak to nazywam - misiowe - brzmienie, które akurat w SM7B lubię. Nagrałem zatem cztery mikrofony jednocześnie (bo, żeby było jasno i kontrastowo, dorzuciłem Røde NT1 5th) i efekty prezentują się następująco:

Brzmienie mikrofonu JZ Vintage 11, POBIERZ


Brzmienie mikrofonu Shure SM7B, POBIERZ


Brzmienie mikrofonu WarmAudio WA87, POBIERZ


Brzmienie mikrofonu Røde NT1 5th, POBIERZ


Oczywiście, pod względem szumów nagranie z Shure'a wybitnie się wyróżnia (nagrywałem go "na płasko", ani nie wycinając niskich częstotliwości, ani nie podkreślając wysokich), więc można obadać, jak bardzo potrafią różnić się brzmieniem trzy mikrofony nagrywające ten sam głos w tym samym pomieszczeniu na tym samym urządzeniu rejestrującym.

Każdy, kto przesłuchał próbkę z JZ z pewnością usłyszy podbite niskie tony - to nie jest mikrofon o płaskiej charakterystyce. Za to w górnych pasmach jest spokojniej - czytelnie, ale bez tej morderczej klarowności znanej ze współczesnych mikrofonów Lewitta czy Austrian Audio. Tutaj szczegóły są, ale nienachalne, więc tak naprawdę jedyne pytanie, jakie należy sobie zadać, to czy pożądamy podbicia w tonach niskich.

Dla mnie osobiście ważny jest także bardzo niski poziom szumów własnych, osiągający według specyfikacji ok. 6,5dB(A). Według moich wrażeń odsłuchowych i porównań z NT1 5th czy Lewittem LCT-440, podana wartość faktycznie jest zgodna z rzeczywistością i na szumy w tym mikrofonie raczej nikt narzekać nie będzie.

Dla kogo?

Firma JZ Microphones nie jest na razie jakoś specjalnie popularna ani mocno rozpoznawalna w świecie audio, ale kto wie, jak się potoczą jej losy, bo na pewno Vintage 11 nie jest byle masówką z chińskiej fabryki. W zasadzie, przeglądając ofertę łotewskiej firmy można zauważyć, że "dla każdego coś miłego" - na stronie opisującej różnice między modelami są one nawet uszeregowane od najciemniej do najjaśniej brzmiących - i tak, dobrze się domyślacie, Vintage 11 znajduje się na samym początku tej skali.

Testowany model jest specyficzny i powinny wybrać go osoby, które poszukują konkretnego brzmienia, z podkreślonym dołem. Moim zdaniem będzie to dobry wybór dla lektorów, którzy nie mają bardzo niskiego głosu i chcieliby to skompensować już na etapie nagrania. Osoby z naturalnie niskim głosem powinny przyjrzeć się w zamian choćby modelowi Vintage 12, który w dolnych pasmach ma bardzo wyrównaną, niemal płaską charakterystykę.

Mnie będzie żal go oddawać po testach...

Odcinek podcastu "Gadanie Gadesa", w którym testuję JZ Vintage 11:

PS. Dopisek z 21 lutego 2024 - mikrofon odzyskałem, co opisałem tutaj.

Komentarze