[N] 32 bity w praktyce

Ostatnio sporo mówi się w sieci o nagrywaniu w 32 bitach, głównie dzięki dwóm premierom: mikrofonu Røde NT1 piątej generacji oraz interfejsu Zoom UAC-232. Oba te urządzenia korzystają z 32-bitowego formatu zmiennoprzecinkowego, co spowodowało prawdziwy wysyp komentarzy na temat tego, czy format ten ma jakikolwiek sens i po co w ogóle go stosować.

Tradycyjnie, społeczność podzieliła się na szkołę otwocką i falenicką: jedni zachwalają, że 32 bity to błogosławieństwo i rewolucja, drudzy podkreślają, że już 24 bity wystarczą każdemu i nowy format to wyłącznie strata mocy obliczeniowej i miejsca na nośnikach. Prawda, jak zwykle, leży gdzieś pośrodku.

Pro i kontra

Zwolennicy formatu 32-bitowego utrzymują, że format ten daje dostęp do ogromnej dynamiki rzędu 1500dB i oferuje "niezwykle precyzyjny, naturalny" dźwięk. Do tego pojawiają się głosy, że format ten umożliwia bezszumową rejestrację dźwięku, w tym z mikrofonów dynamicznych i wstęgowych. No i oczywiście, jest to także format przyszłościowy, a mające dopiero nadejść rewolucyjne urządzenia 32-bitowe (zarówno nagrywające, jak i odtwarzające) realizmem powalą na kolana każdy sprzęt 24-bitowy...

Røde NT1 5th - pierwszy mikrofon z wbudowanym interfejsem 32-bitowym

Z drugiej strony tak zwani praktycy z długoletnim stażem w branży audio zauważają przytomnie, że 24 bity oferują 144dB dynamiki, co już jest wartością kompletnie wystarczającą i bardziej ograniczają nas obecnie przedwzmacniacze, mikrofony i konwertery analogowo-cyfrowe niż zapas dynamiki. Dobrze ustawione poziomy nagrywania przy zapisie 24-bitowym powinny zabezpieczyć przed przesterowaniem, więc nie ma praktycznego uzasadnienia dla nowego formatu poza modą czy marketingiem.

I tak, i nie

Obie strony mają swoje racje i, paradoksalnie, są to racje w większości raczej zgodne ze sobą niźli sprzeczne. Jak to możliwe? Już wyjaśniam, ale zanim do tego przejdę dodam, że piszę to z punktu widzenia osoby, używającej formatu 32-bitowego od niemal roku, czyli od momentu zakupu Tascama X8.

Po pierwsze, wypada się zgodzić, że 144dB dynamiki zapisu 24-bitowego to wartość ogromna i w praktyce przekraczająca dynamikę większości dostępnych na rynku mikrofonów. Oznacza to, że prędzej przesterujemy mikrofon niż przekroczymy 144dB. Teoretyczne 1500dB dynamiki formatu 32-bitowego to czysta abstrakcja - nie dość, że nieosiągalna w praktyce, to jeszcze na dodatek ludzkość w ogóle nie zna dźwięków tak głośnych, które by takiej dynamiki wymagały. Ale...

...ale jednocześnie każdy, kto nagrywał cokolwiek za pomocą mikrofonu doskonale wie, jakie trudności czasem sprawia ustawienie odpowiedniego poziomu wejściowego - takiego, aby sygnał nie był za cichy (bo szumy!) i jednocześnie takiego, by nie był za głośny (bo przesterowania!). Tu bardzo pomaga praktyka i po prostu po jakimś czasie wiemy już, jakich poziomów nie przekraczać przy jakim sygnale, żeby nagranie nadawało się do użytku. Dodatkowo, 24 bity dają na tyle dużą elastyczność, że nawet sygnał nagrany na poziomie -20dB (czy czasem i -30dB) da się w miarę bezboleśnie pogłośnić bez wzmacniania szumów, o ile nagrywamy za pomocą w miarę dobrego przedwzmacniacza mało szumiący mikrofon.

Tascam X8 - 32-bitowy rejestrator, używany przeze mnie już od roku

I tu dochodzimy do sedna - teoretyczne 144dB rozpiętości tonalnej w zapisie 24-bitowym oznacza różnicę między absolutną ciszą a maksymalnym dopuszczalnym sygnałem, nie powodującym przesterowania. Nagrywając nie mamy jednak takiego komfortu - zwykle w pomieszczeniu, gdzie przeprowadzamy nagranie, jest już jakiś poziom "tła", przedwzmacniacze szumią, szumią mikrofony pojemnościowe i to wszystko sprawia, że faktyczna dynamika nagrania mocno się kurczy, bo nie mierzymy jej już od zupełnej ciszy, tylko od tegoż tła z szumami. I w tym dużo węższym obszarze musimy zmieścić nasz sygnał użyteczny i to tak, by był jak najdalej od szumu, a jednocześnie bezpieczny od przesterowań.

Czy to takie trudne?

Rzecz jasna, nie ma co dramatyzować, że ustawianie poziomów - zwłaszcza w studio - jest AŻ TAK trudne. Gorzej, jeśli wychodzimy z mikrofonem na zewnątrz, nagrywamy dźwięki nieoczywiste, których głośności nie możemy stuprocentowo pewnie oszacować albo które bardzo się zmieniają w czasie. Można machać gałeczką poziomów i obserwować wskaźniki, ale to później utrudnia odszumianie na przykład, a i tak nie gwarantuje sukcesu.

W takich sytuacjach format 32-bitowy jest prawdziwym wybawieniem. Nie chodzi o to, że można zupełnie lekceważyć ustawianie poziomu zapisu, ale nawet jeśli któryś sygnał "wyskoczy" nam ponad teoretyczne 0dB, to nie stracimy go, o ile nie został przesterowany sam mikrofon. Jak nauczyło mnie doświadczenie, KAŻDE przesterowanie wynikające wyłącznie ze zbyt optymistycznych ustawień podczas nagrania, da się bez problemów i straty jakości uratować w świecie 32-bitowym. W tym świecie bowiem przesterowania przestają najzwyczajniej w świecie być problemem.

Zoom F3 - 32-bitowy maluszek

Pod tym względem należę do obozu zwolenników formatu 32-bitowego - widzę "po sobie", że jest on przydatny w praktyce i chociaż zgodzę się, że DA SIĘ nagrać to wszystko, co nagrywam, także w 24 bitach, to jednak wymaga to dużo większej uwagi, więcej zabiegów zarówno podczas nagrywania, jak i przy obróbce. Zdarzają się też sytuacje, gdy nagrywamy coś unikalnego, co zdarza się nagle i nie ma czasu na regulacje - nie są to sytuacje częste, ale tym większy jest później żal, że akurat poziom nagrywania był ustawiony za wysoko lub za nisko.

Wygoda

32 bity są po prostu i zwyczajnie wygodne. Dbasz o to, żeby nagrywać, bez stresowania się, że nagle pojawiający się głośniejszy sygnał właśnie rujnuje sesję nagraniową. Nie musisz stosować limiterów podczas nagrań. Nie zyskujesz wprawdzie jakiegoś szalonego przyrostu mitycznej "jakości sygnału", po prostu masz szansę ocalić nagrania, które przy nagrywaniu 16 czy 24-bitowym byłyby stracone z powodu przesterowania (lub szumów - spróbujcie nagrać coś bardzo cicho w 16 bitach i to później pogłośnić o 30-40dB).

O ile jednak 32 bity w rejestratorach audio, używanych w terenie, mają jak najbardziej sens praktyczny, to można się zastanawiać, czy sens ten nie znika w interfejsach audio albo studyjnych mikrofonach? Tu jestem skłonny zgodzić się z tezą, że jednak 24 bity (a nawet 16!) wystarczą, jeśli nagrywamy z góry znany sygnał, którego dynamika nie zmienia się w jakiś niekontrolowany sposób, np. ludzką mowę. Spokojnie da się wówczas choćby drogą eksperymentalną tak dobrać poziom wejściowy, że unikniemy zarówno przesterowań, jak i "topienia" nagrania w szumie.

Czy 32 bity to przyszłość?

Moim zdaniem - tak. I nie chodzi o to, że bardzo potrzebujemy tego formatu albo że bez niego życie jest jakoś strasznie trudne - nic z tych rzeczy, niemal wszystkie sytuacje nagraniowe da się "ogarnąć" przy wykorzystaniu przetwarzania 24 albo i 16-bitowego. To tylko kwestia wiedzy, jak i co ustawić - owszem, trudne na początku, ale da się opanować.

Natomiast faktem jest, że 32 bity stały się modne. Z rejestratorów audio (gdzie faktycznie są przydatne) przechodzą do urządzeń studyjnych - po prostu producenci dopracowali technologię, więc na fali popularności sprzedają ją wszystkim chętnym i upychają, gdzie się da. I tak, jak 24 bity z czasem przeniknęły nawet do dość budżetowych urządzeń, tak i 32 bity do tych urządzeń w końcu trafią, a my powoli zaczniemy zapominać, że można było nagrywany sygnał przesterować. Dla osób spoza branży audio, które po prostu chcą mieć dobre nagranie, to jest bardzo fajne rozwiązanie - ot, nie trzeba będzie niczego ustawiać, nagra się wszystko bez przykrych odgłosów clippingu, a nie trzeba będzie niczego się uczyć.

Ta ostatnia konkluzja jest może i smutna, ale koniec końców, to właśnie lenistwo i chęć ograniczenia sobie pracy pcha postęp do przodu, czyż nie?

Komentarze