Gades na żywo

Odkąd miesiąc temu dałem się przekonać do poprowadzenia live'a, czyli audycji audio-wideo transmitowanej na żywo w serwisie YouTube, wiele się zmieniło. Wczoraj odbyła się druga tego typu audycja i wiem już, że zmieni się jeszcze więcej. Czy trzeci live nareszcie wyjdzie tak, jak trzeba?

Geneza

Przed wideo, takim prawdziwym, z kamerą, broniłem się długo i skutecznie. Publikowałem filmy pokazujące pracę w aplikacjach komputerowych, ale absolutnie nie ciągnęło mnie do pokazywania facjaty. Dopiero pod namową Hanny Bogoryja-Zakrzewskiej postanowiłem się przełamać i spróbować nagrać krótki poradnik o tym, jak unikać zakłóceń podczas nagrywania dźwięku:

Potem pojawiła się druga część o szumach w nagraniu, która wyszła jednocześnie lepiej i dużo gorzej:

Ani z jednego, ani z drugiego nagrania nie jestem w pełni zadowolony (chociaż debiut nie wypadł znowu aż tak tragicznie), parę rzeczy trzeba jednak poprawić.

Początki z wideo nie są łatwe

Chcąc coś transmitować i pokazywać, trzeba po pierwsze mieć kamerę. I tu był główny problem, bo mimo szuflady pełnej optyki i aparatów dość szybko okazało się, że nagrywać za bardzo nie ma czym. Początkowo rzuciłem się na Nikona D300s, dokupiłem grabber do przechwytywania sygnału HDMI i odpowiedni kabelek, po czym przeżyłem spore rozczarowanie, bo mimo że obraz z Nikkora 35/1.8 jest świetny, to Nikon D300s nie potrafi przez HDMI wysyłać czystego sygnału - zawsze były widoczne elementy interfejsu, łącznie z wielkim kwadratem obszaru łapiącego ostrość...

Pierwszy live nagrywałem zatem po prostu smartfonem, który za pomocą aplikacji Droid Cam podłączyłem do komputera jako kamerkę sieciową. Jakość obrazu okazała się - jak na moje oczekiwania - wystarczająca, za to przeszkadzało mi zerowe w zasadzie rozmycie tła. No i całość była wkurzająca w ustawianiu, zarówno fizycznym (uchwyt, statyw), jak i w kwestii ustawiania parametrów. Aplikacja Droid Cam czasem lubiła stracić połączenie, czasem sama włączała automatyczny balans bieli czy nie dawała się połączyć z telefonem w ogóle.

Stosunkowo najmniejszy problem w pierwszym live był z dźwiękiem, bo po prostu podłączyłem do komputera RødeCastera, a do niego mikrofony i już.

Zabawna sprawa miała się ze światłami - oczywiście chciałem, żeby było ładnie i efektownie, więc tak naprawdę cały pomysł na live zaczął się... w markecie, gdzie przypadkowo natknąłem się na taniutkiego ledowego "ringa", czyli lampę w kształcie okręgu. Potem domówiłem jeszcze w internecie dwa "świetlne miecze", czyli pionowo ustawiane długie lampy. Miecze okazały się lampkami o długości dwudziestu paru centymetrów, a nie - jak sobie to wyobrażałem patrząc na zdjęcia - 50cm patykami...

Idę "w obrazek"

Ostatecznie pierwsze nagranie jakoś tam wyszło, chociaż z wrażeń wizualnych nie byłem zadowolony. Światło jeszcze jako tako, ale ta olbrzymia głębia ostrości mnie dobijała, zwłaszcza że wcześniej testowałem np. nagrywanie filmu Fuji z obiektywem o świetle f/1.4 i miałem w pamięci tamten "obrazek". Postanowiłem zatem wykorzystać Fuji X-S10, z czym początkowo miałem spore kłopoty, bo nie chciała mi działać komunikacja po USB-C, ale ostatecznie jakoś z pomocą youtube'owych tutoriali to ogarnąłem.

Dokupiłem też dwa dodatkowe "miecze", identyczne z tymi już posiadanymi, bowiem stwierdziłem, że ostatecznie są one całkiem niezłe i na dodatek można je łączyć w dłuższe fragmenty. Musiałem także zainwestować w kolejne kable.

Scenariusz był przygotowany, obrazek niemal taki, jakiego sobie życzyłem, z ładnie rozpaćkanym tłem i sprawnie działającym autofocusem, termin ustalony, ba, nawet dzień przed transmisją zrobiłem sobie nagranie 1:1... Co mogło pójść nie tak? Ano - jak się szybko przekonałem - całkiem sporo.

Pierwszy kłopot to zbyt duża ogniskowa. Okazało się, że jeśli coś próbuję pokazać rękami, to w zasadzie musiałbym nimi machać przed oczami, żeby było to widoczne w kadrze. Po drugie, niepotrzebnie ustawiłem sobie po boku kolorowe światło - gdy je zasłaniałem, automatyczny balans bieli psuł cały efekt i zmieniał kolory kadru.

Najgorsze miało jednak nadejść - w momencie, gdy zacząłem prezentację z komputera, pojawiły się parosekundowe lagi między tym, co mówiłem, a tym, co słyszałem w słuchawkach. Musiałem wręcz zdjąć słuchawki z głowy i mówić "na czuja", żeby w ogóle móc cokolwiek mówić. Ale i to nie było najgorsze - gwoździem do trumny była próba pokazania obróbki. Z tym zawsze był kłopot, od kiedy nagrywam filmiki - sterowniki ASIO nie lubią być "przechwytywane", więc po prostu nie było słychać dźwięku z edytora. I to mimo tego, że dzień wcześniej na nagraniu jakoś to jednak działało - ale fakt, użyłem wtedy Acoustiki, a nie WaveLaba.

Jakby jeszcze tego było mało, po zakończeniu transmisji nie zadziałał mi przycisk kończący nadawanie i widzowie mogli oglądać, jak zbieram i wyłączam lampki itp...

Mocne postanowienie poprawy

Niby się mówi, że na live prawie nigdy nic nie idzie dobrze na 100%, ale jestem przygnębiony, jak źle poszło to za drugim razem. Stąd nie powinno dziwić, że jeśli dojdzie do trzeciego live'a, to będzie on robiony już całkowicie sprzętowo. Dźwięk z komputera i z RodeCastera zostanie podany bezpośrednio do ATEM mini PRO i to właśnie ta konsolka będzie odpowiedzialna za nadawanie transmisji oraz jej obsługę - przełączanie kamer, efekty itp. Odpowiednie kable (znowu kable!) już do mnie jadą i na dniach będę wszystko ze wszystkim spinał, żeby później transmisje odbywały się płynnie i jak najmniejszym kosztem poświęconym na przygotowania "sceny".

Skąd taka decyzja? Otóż zapewne będą pojawiać się tematy związane z obróbką, z działaniem efektów, wtyczek, z prezentacjami oprogramowania - jeśli nie będę miał możliwości łatwego monitorowania tego, co wychodzi z komputera, obojętnie czy przez ASIO czy nie, to cała zabawa będzie się kończyła tak, jak podczas drugiego live'a. Dodatkowo, jeśli akurat dana transmisja nie będzie wymagała włączania komputera, to jeszcze lepiej - ATEM mini PRO potrafi streamować prosto do sieci i nie wymaga do tego komputera.

Czy kolejne zmiany przyniosą wreszcie upragniony sukces i będę się mniej stresował? Zobaczymy po live numer trzy.

Komentarze