[G] Ramin Djawadi - Game of Thrones

Skoro było już o Nucleusie, pora pokazać coś, co się udało za pomocą tej biblioteki nagrać. Niestety, nie jest tego dużo, bo przygotowanie utworu orkiestrowego trochę trwa, a czasu u mnie niewiele, ale lepszy rydz niż nic.

Trochę może o kulisach powstania, bo były nieco burzliwe. Początkowo chciałem szybko przystąpić do zabawy brzmieniami, więc zacząłem szukać gotowego pliku MIDI - w końcu "Gra o tron" ma już swoje lata i niepodobna, żeby nikt takiego pliku nie przygotował i nie wrzucił do sieci. I rzeczywiście, plików znalazłem mnóstwo, ale wszystkie miały jedną, wspólną cechę: nie nadawały się. Bo albo były zupełnie proste, tylko z linią melodyczną, albo tak zaaranżowane, że strach ogarniał. Oczywiście trafiła się też garść w założeniu porządnych, ale które trzeba było kupić. Nie tędy droga.

Wrzuciłem więc do DAW oryginał z pierwszego sezonu serialu i zacząłem go takt po takcie przenosić "ze słuchu". Najpierw najprostszą rzecz, czyli smyczkowe ostinato, potem melodię graną przez wiolonczelę, potem legato skrzypiec. Na koniec bębny i sekcje dodatkowe, czyli "dęciaki" czy chór. Przy okazji wyszło na jaw, że wybór Studio One na DAW w tej produkcji był niezbyt szczęśliwy. Zaczęło się od zawieszenia w trakcie dodawania instrumentu do aranżacji, ale że Studio One już wcześniej potrafiło się w takiej sytuacji zawiesić, nie zwróciłem na to zbytniej uwagi, zmełłem w myślach przekleństwo i po restarcie szybko uzupełniłem rzeczy od ostatniego zapisu (na szczęście autozapis działa). Dopiero przy wyłączaniu Studio One znów się zawiesił i trwał tak, i trwał. Zostawiłem i ubiłem po pół godzinie. Później takie zawieszenia przy zamykaniu zdarzały się coraz częściej, w końcu niemal każde otwarcie projektu i próba zamknięcia powoduje zawieszenie się programu. Na domiar złego co jakiś czas po otwarciu przestaje odpowiadać Kontakt 6 (którego wymaga Nucleus) i np. nie ładuje instrumentów. Z kolei raz w ogóle przy próbie odtwarzania wszystko się posypało i wyszło do pulpitu. Ech...

Nadszedł wreszcie ten moment, kiedy WIEM, że utwór potrzebuje jeszcze mnóstwa pracy, ale już CHCĘ się nim pochwalić (zwykle męczę Siostrę Be). Zrobiłem wstępny render (czyli wygenerowałem muzyczny plik wav z programu DAW), pochwaliłem się Siostrze Be i po drobnych poprawkach czym prędzej wrzuciłem na SoundClouda. To było późnym wieczorem. Rano już wiedziałem, że to, to i jeszcze tamto wymaga mocnego dopracowania. Kolejne wersje lądowały na SoundCloudzie, a każdej towarzyszyła myśl: "To już wersja ostateczna".

Wreszcie poczułem, że to już, że rzeczywiście nie jest źle - nawet po nocnej przerwie rano utwór brzmiał znośnie. Znów ogarnęła mnie gorączka - bo w końcu teraz znam już trochę Resolve 16, to mogę zrobić filmik! Taki, który pokaże, jak utwór wygląda w DAWie. Trochę się przy tym filmiku narobiłem (chociaż na to nie wygląda), ale ostatecznie jakoś go skończyłem:

No i teraz clou programu: skoro mam już nawet filmik, to pochwalę się na grupie producenckiej! Wrzuciłem i już pierwszy komentarz walnął mnie w głowę: jest kilka źle zagranych nut. Na 100%. Co? Odpalam drżącymi rękami Studio One i zaczynam porównywać moje nagranie z oryginałem. I faktycznie, w GŁÓWNEJ LINII MELODYCZNEJ przesunąłem trzy nuty. I tego nie zauważyłem. Na szczęście nie chodziło o wysokość, a długość, za to ten błąd był powtórzony trzykrotnie... Nie pozostało nic innego, jak zacisnąć pośladki, poprawić utwór, po czym wygenerować jeszcze raz filmik i zaktualizować wszystkie linki, które zdążyłem tu i tam umieścić...

Tak to się kończy pogoń za sławą i pochwałami - mam nadzieję, że ta nauczka przypomni mi się za każdym razem, gdy będę coś chciał za szybko opublikować. A dla chętnych link do SoundClouda:

Komentarze