[K] Steinberg SpectraLayers 8 Pro

No i się doczekałem. W styczniu 2020 roku testowałem SpectraLayers tuż po tym, jak Steinberg odkupił ten program - albo od Sony, albo od firmy Magix. Program jawił się jako moje wybawienie od problemów z zakłóceniami w nagraniach, był tylko jeden problem: nie było wiadomo, jak go używać. Filmików na YouTube było tyle, co kot napłakał, Steinberg dopiero szukał osoby, która ma nagrywać tutoriale, więc generalnie bieda. Do tego zniechęcała wysoka (jak mi się wówczas wydawało) cena wersji profesjonalnej...

No i dwa lata minęły, w międzyczasie kupiłem wersję Elements, która jednak do pracy nadawała się tak sobie, ale przynajmniej dawała nadzieję na to, że kiedy nadejdzie któryś z Czarnych Piątków, to uda się nabyć wersję Pro w dobrej cenie. No i okazja się nadarzyła, a że ostatnio trochę się w edycję spektralną zacząłem bawić w edytorze z pakietu RX9, to i chętnie wziąłem się za testowanie.

Edycja spektralna

Na początek małe wyjaśnienie - "klasyczne" edytory dźwiękowe prezentują plik dźwiękowy w postaci wykresu fali, tzw. waveform - na osi poziomej jest czas, na osi pionowej poziom głośności. Jest to bardzo wygodne przy prostych czynnościach edycyjnych - ściszaniu czy wycinaniu fragmentów:

Okazuje się jednak, że są sytuacje, gdy sama głośność nie wystarcza - i tu wchodzi edycja spektralna, w której dźwięk prezentowany jest w funkcji czasu, częstotliwości i głośności, przy czym dwie pierwsze zajmują osie, głośność zaś jest zwykle prezentowana jako jasność. W ten sposób nie tylko widzimy, które fragmenty nagrania są głośniejsze (bo bardziej "świecą"), ale też, które częstotliwości są głośniejsze. Na pierwszy rzut oka WIDAĆ, gdzie nagranie szumi, gdzie buczy, gdzie jest dźwięk pracującej gdzieś w pobliżu piły tarczowej (patrz poniżej). A stąd już mały kroczek do tego, by ten piękny obraz zacząć modyfikować, jak w programie graficznym.

I taka właśnie myśl przyświecała twórcom (oryginalnym) SpectraLayers. Zrobić Photoshopa dla dźwiękowców. Wyobraź sobie, Czytelniku, że wczytujesz do SpectraLayers nagranie głosowe, na którym gdzieś w tle słychać szczekanie psa. Albo skrzypienie krzesła. I już po wczytaniu od razu te dźwięki widzisz - o, tu szczeka pies, a tu skrzypi fotel. Więc co robisz? Jak to w Photoshope, wybierasz narzędzie klonowania lub łatki i maskujesz te dźwięki za pomocą dźwięków z pobliża, które zakłóceń nie zawierają. Odtwarzasz i słychać głos, ale już bez zakłóceń. Czysta magia!

Muszę sprawiedliwie powiedzieć, że faktycznie to działa. Zwykle trzeba się przyłożyć i mocno namachać myszką, ale efekty bywają rewelacyjne, a najczęściej przynajmniej dobre. Niestety, tutaj wrzucę kamyczek do ogródka producenta, bo aż się prosi, by program korzystał pełnymi garściami z możliwości tabletów graficznych. Korzystać z tabletu da się, naturalnie, jednak jest to mniej wygodne niż w przypadku myszki (!). Wszystko przez jakieś "zacinanie się" programu, jeśli zaczynamy rysować piórkiem - rysowanie zatrzymuje się na jakąś sekundę, po czym dalej leci już normalnie. Ta sekunda jednak wystarcza, by zamiast pięknego łuku otrzymać jakąś łamaną linię zupełnie poza zakresem. Nie mam pojęcia, w czym rzecz - poza tym przytrzymanie kursora jeszcze o ułamek sekundy powoduje wyświetlenie menu kontekstowego z konfiguracją pędzla, co definitywnie wytrąca z rysowania. Nie wszystkie narzędzia reagują też na siłę nacisku - a tu aż by się prosiło, by ten parametr był sensownie wykorzystany...

Zaznaczanie

Oprócz rysowania, mazania, wzmacniania, klonowania można korzystać w SpectraLayers z bardzo wielu możliwości zaznaczania fragmentów. Można zaznaczać pędzlem, różdżką, prostokątami. Można dodawać zaznaczenie na podstawie harmonicznych. Można dodawać zaznaczanie fragmentów "podobnych" do już zaznaczonego. A później dla zaznaczeń można zrobić jedną z dwóch rzeczy: "wyleczyć" zawartość lub przeprocesować.

"Leczenie" polega na tym, że program analizuje (w pionie, poziomie lub w obu kierunkach) zawartość zaznaczenia i usuwa elementy niepasujące. Czyli mamy np. trzask, prezentujący się jako cienka, pionowa linia:

Zaznaczamy go i wybieramy "leczenie", po czym trzask magicznie znika:

Co ciekawe, jeśli mamy jakiś większy obszar, w którym występują jakieś krótkie zakłócenia, można zaznaczyć cały ten obszar i po wybraniu leczenia w obu kierunkach dostaniemy coś, co w Photoshopie wyglądałoby trochę jak rozmycie Gaussowskie - drobne zakłócenia stają się bardzo niewyraźne, a przy tym praktycznie niesłyszalne:

Procesy

I tu dochodzimy do procesów, czyli operacji typu odszumianie, usuwanie pogłosu, brumu, klików, przesterowań, przesłuchów, sybilantów i innych tego typu rzeczy - menu Process jest odpowiednikiem poleceń w Module panel z iZotope RX, tyle że mocno uboższym. Na szczęście to, co jest, działa w miarę sprawnie, chociaż topornie. Od razu przypomniały mi się chwile z czasu testowania Audacity. Też mamy tutaj okienka modalne, czyli takie, po których otwarciu nie możemy nic zrobić w głównym oknie, np. zmienić zaznaczenia. W RX jest to bardzo wygodne - otwieram odszumianie i mogę sobie spróbkować szum z jednego miejsca, szybko przenieść się w drugie i odsłuchać efektu. Tutaj nic z tego. Każde okienko trzeba starannie zamknąć, a preview działa tak, że najpierw generuje w tle odpowiednie dane (co trwa zwykle długo przy większych plikach) i dopiero potem je odtwarza. Okropnie to - mówiąc kolokwialnie - upierdliwe. Powiem więcej - sprawia to, że wtyczki, które trzeba najpierw "nakarmić" sygnałem, żeby wiedziały, na czym pracują, w ogóle są nie do użytku - jeśli zaznaczymy najpierw kawałek testowy, nauczymy wtyczkę, to (niestety) nie będziemy już mogli zmienić zaznaczenia na cały plik, więc np. odszumić będziemy mogli tylko ten fragment, z którego pobraliśmy szum. "Genialne"...

Odnoszę dziwne wrażenie, że oryginalni twórcy nie bardzo potrafili programować interfejs użytkownika, a przynajmniej okien dialogowych i dlatego wbudowane procesy wymagające "uczenia" są podzielone na podwójne polecenia w menu. Na przykład, żeby odszumić fragment, trzeba najpierw zaznaczyć szum, po czym z menu Process wybrać polecenie Noise Reduction-Register Noise. Potem wracamy do głównego okna, zaznaczamy nagranie i znów wchodzimy do Process, ale już klikamy Noise Reduction-Noise Reduction.... Po raz kolejny przypomniał mi się Audacity...

Generalnie większość dostępnych efektów działa całkiem sprawnie, ale nie zawsze. Często trzeba się mocno namęczyć z doborem parametrów, aby uniknąć artefaktów - a równie często musimy się zgodzić na zgniły kompromis, tzn. poprawimy coś na tyle, by było tę poprawę jakoś słychać, ale by nie było zbyt mocno słychać artefaktów.

Tak na marginesie, jest coś szczególnego w filmikach na temat SpectraLayers, bo wielokrotnie natykałem się na przedziwną praktykę: oto twórca filmu, bardzo entuzjastycznie zachwalający ten program, robi prezentację jakiegoś efektu. Ta wypada mocno średnio, więc autor zamiast pokazać, jak poprawić ustawienia, sprawę kwituje słowami, że "w miksie się to obroni" albo "jeśli się poświęci więcej czasu, NA PEWNO uda się to zrobić lepiej" i leci dalej... Domyślam się, że wynika to właśnie z owych trudności ze znalezieniem "złotego środka".

Dla ciekawskich i wielbicieli karaoke

Tym, co obecnie jeszcze różni SpectraLayers od RX, jest możliwość rozbijania w tym pierwszym zmiksowanych piosenek na grupy. Wczytujemy piosenkę i z menu Layers wybieramy Unmix stems, zaznaczamy, co chcemy z piosenki wyciągnąć i... już. Wystarczy chwilę poczekać i mamy do dyspozycji osobno wokal, osobno perkusję, bas, pianino i "resztę", gdzie zwykle trafiają smyczki, syntezatory czy gitary. Jeśli chodzi o jakość tych wyłuskanych śladów, to jest zastraszająco dobra, choć naturalnie zależy od skomplikowania piosenki. W każdym razie do zrobienia wersji bez wokalu albo wyciągnięcia sensownie brzmiącej perkusji w zupełności wystarcza. Wybrane warstwy możemy wyeksportować do nowego pliku.

Pora trochę poudawać - EQ Match

To jest funkcja, której się w SpectraLayers nie spodziewałem, ale która mnie ogromnie ucieszyła. Być może pamiętacie post, w którym omawiałem upodabnianie brzmienia SM57 do SM7B - no, to funkcja EQ Match szalenie ułatwia upodobnienie jednego brzmienia do drugiego.

Do czego to się może przydać? Wyobraźmy sobie, że nagrywamy filmik instruktażowy na YouTube. Część sygnału nagrywamy "krawatówką", a część (np. już na potrzeby postprodukcji) jakimś "dużym" mikrofonem. No i w gotowym filmiku nasz głos co rusz brzmi inaczej, bo jest nagrywany przez różne urządzenia. Wtedy właśnie możemy zastosować EQ Match, które działa bardzo prosto. Wrzucamy oba ślady do SpectraLayers i zaznaczamy warstwę z głosem "źródłowym", do którego chcemy upodobnić drugie nagranie. Wchodzimy do menu Process-EQ Match i wybieramy polecenie Register EQ. Program przeanalizuje nagranie i zbuduje sobie jego "profil częstotliwościowy". Teraz zaznaczamy warstwę "docelową" i z tego samego menu wybieramy polecenie EQ Match - po zatwierdzeniu parametrów SpectraLayers dopasuje głos na drugiej warstwie tak, by brzmieniowo odpowiadał temu pierwszemu. I to faktycznie działa!

Sam mam od razu inny pomysł wykorzystania - przecież to jest idealne rozwiązanie, by nasz głos w każdym odcinku podkastu brzmiał "tak samo", niezależnie od tego, jakim mikrofonem dokonaliśmy nagrania, przynajmniej w granicach rozsądku. Nie da się, niestety, sprawić, by głos nagrany tragicznym mikrofonem wbudowanym w mój smartfon Huaweia zabrzmiał jak ten z WA87, jednak jeśli oba mikrofony są przynajmniej przyzwoite, to wynik mimikry jest zwykle całkowicie zadowalający.

Rzeczy do poprawy

Zdecydowanie podstawową rzeczą, która powinna być zmieniona, jest wygląd aplikacji. SpectraLayers jest programem odkupionym przez Steinberga i to bardzo mocno widać oraz... czuć. Czuć dlatego, że obowiązują tu inne skróty klawiaturowe i inne zachowanie myszki niż w przypadku np. Cubase'a, który w założeniach firmy ma być przecież podstawowym hostem dla SpectraLayers (programu można bowiem używać jako samodzielnej aplikacji, ale też uruchamiać z wnętrza innych programów dzięki protokołowi ARA2).

Pomijając już podobieństwo, SpectraLayers nie ma dobrze napisanego interfejsu graficznego. Na przykład notorycznie miałem problem podczas wywoływania okienka zewnętrznej wtyczki VST3. Najpierw myślałem, że okienko wtyczki się gdzieś chowa, bo migało przez ułamek sekundy i znikało, po czym okazało się, że trzeba ręcznie przeskalować okienko, żeby ujawnić tę część, w której się wyświetla wtyczka:

Wybrałem wtyczkę Deverberate i... widzę tylko jej nazwę...

...ale wystarczy rozciągnąć okienko, by interfejs wtyczki stał się widoczny.

Oczywistością dla mnie jest też konieczność zlikwidowania modalności okienek - bo raz, że są uciążliwe w użyciu, a dwa, że wyłączają z użycia pewną grupę wtyczek firm zewnętrznych.

Aplikacja jest też wolna - wolno idzie odszumianie, bardzo wolno zaznaczanie fragmentów podobnych do już zaznaczonego (gdy np. pies szczeka kilka razy, zaznaczamy jedno szczeknięcie i każemy programowi znaleźć podobne). Program w ogóle jest słabo zoptymalizowany - gdy w pewnym momencie anulowałem wyszukiwanie podobnych fragmentów, to najpierw się naczekałem, żeby program w ogóle zarejestrował kliknięcie na przycisku Cancel, a potem, gdy niby operacja była już przerwana, program jeszcze długo miał "czkawkę" i reagował z dużymi opóźnieniami. Podejrzewam, że wątek wyszukujący nie został zakończony i ciągle gdzieś tam w tle działał, bo restart programu pomógł natychmiastowo.

SpectraLayers czy RX?

To jest pytanie, które sobie zadawałem jeszcze podczas sprawdzania wersji testowej. Z jednej strony, w obu programach można zrobić podobne rzeczy i te zwykle łatwiej i przyjemniej robi się w edytorze RX, który po prostu jest solidniejszy i dużo wygodniejszy (porównajcie choćby działanie funkcji Preview np. przy odszumianiu czy usuwaniu podgłosu - w RX nie trzeba czekać, aż sobie program wygeneruje podgląd, bo jest on tworzony na bieżąco). Z drugiej strony, SpectraLayers to taki dźwiękowy Photoshop i jeśli mamy faktycznie uszkodzony cenny materiał audio, to kosztem ręcznej pracy da się go w znacznym stopniu połatać. Jeśli do tego dodamy funkcję rozbijania nagrania na stemy, to trudno się zdecydować - ideałem byłby program łączący wygodę, wygląd, stabilność i szybkość RX Audio Editora z unikalnymi funkcjami SpectraLayers.

Nie potrafię ocenić opłacalności - mnie się udało dostać SpectraLayers za mniej niż połowę jego normalnej ceny, bo najpierw kupowałem wersję "amatorską" w promocji, a potem w promocji kupiłem aktualizację do wersji Pro. Swoją drogą szkoda, że Steinberg nie dba o swoich klientów - lepszą cenę dostałem, kupując crossgrade z RX9 niż gdybym miał aktualizować wersję Elements (tak, tak, mogłem w ogóle nie kupować Elements, a i tak zapłaciłbym mniej, niż mając tę wersję!)

Są rzeczy, które da się zrobić tylko podczas analizy spektralnej - wówczas nie ma wyjścia, trzeba zainwestować w tego typu edytor. Jeśli ktoś często musi korygować jakieś niechciane elementy tła, stuki, skrzypnięcia, szczekanie psa, powinien pomyśleć o SpectraLayers Pro - jest tańsza od RX9 Standard o 100 dolarów. Jednocześnie RX9 Standard jest dużo elastyczniejszym narzędziem, w którym prócz edycji spektralnej znajdziemy mnóstwo przydatnych funkcji (usuwanie klików, mlaśnięć, parę świetnych odszumiaczy i inne tego typu bardzo przydatne i zazwyczaj dobrze działające rozwiązania). A najlepiej mieć oba...

Komentarze