[S] Pasywny kontroler monitorów Behringer Studio M
Być może urządzenie to wyda się niektórym dziwne, a innym - zupełnie zbędne. Behringer Studio M to pasywny kontroler monitorów (czy inaczej - odsłuchu) i ma w zasadzie dwa zadania: łatwe przełączanie źródeł dźwięku i łatwe przełączanie... monitorów. Już wyjaśniam.
Żeby było łatwiej, posłużę się przykładem z mojego studia. Otóż mam w nim dwie pary monitorów (czyli - głośników) oraz dwa (a nawet trzy) źródła dźwięku. I chciałbym osiągnąć dwa efekty: pierwszy to łatwe przełączanie się z jednej pary monitorów na drugą (co przydaje się przy miksowaniu muzyki na przykład, bo obie pary trochę inaczej "grają"); drugi efekt to łatwe przełączanie źródła dźwięku - raz chciałbym posłuchać muzyki z peceta, innym razem - dźwięków z RødeCastera, a jeszcze czasem, kiedy akurat nic nie mam włączonego, podpiąć do głośników... smartfona i posłuchać sobie muzyki ze Spotify.
Aby taki efekt osiągnąć, musiałbym mieć dość rozbudowany mikser, do którego wpiąłbym wszystkie źródła i podłączył monitory. Ten mikser zżerałby mi prąd oraz był duży i ciężki (no dobra, nie musiałby być AŻ TAK duży i ciężki, bo wystarczyłoby sześć torów wejściowych i cztery wyjściowe - no, ale byłby pewnie niewiele mniejszy od RødeCastera). Dlatego nigdy się na podobne rozwiązanie nie zdecydowałem. Aż dowiedziałem się o urządzeniach pokroju Studio M (a, bo jest tego więcej, bezpośredni konkurent Studio M to niemal identycznie wyglądający Mackie Big Knob Passive). Nie było na co czekać.
Co oznacza "pasywny"?
W tym wypadku chodzi o to, że Studio M nie wymaga żadnego zasilania. Pod obudową ma po prostu połączone w odpowiedni sposób wejścia z wyjściami, a sposoby łączenia są wybierane za pomocą przycisków na panelu głównym. Do tego dochodzi duże pokrętło głośności i już. Nie ma światełek, nie ma pamięci, nie ma USB i wgrywania firmware'u - po prostu klocuszek, gdzie spotykają się wszystkie kable, a my przyciskami wybieramy, skąd i dokąd wędruje sygnał.
Urządzenie jest proste, ale schludne
Pasywność ma pewne wady, na przykład sygnał nie jest wzmacniany, bo urządzenie nie jest zasilane, zaś potencjometr użyty do sterowania głośnością może wprowadzać drobne przesunięcia w panoramie - ale jednocześnie brak zasilania jest też ogromną zaletą. Nie trzeba szukać dodatkowego gniazdka i przejmować się kolejnym urządzeniem, które "ciągnie prąd". W domowym studio nie powinno być to duży problem, a jedyna praktyczna niedogodność, która mi w tym przypadku przychodzi do głowy, to konieczność ręcznego dopasowania sygnałów. Chodzi o to, że jeśli podepniemy dwa źródła dźwięku i dwa odbiorniki (zestawy głośników), to powinniśmy tak zgrać ustawienia głośności na wszystkich urządzeniach, żeby przełączanie źródeł/odbiorników nie powodowało drastycznych zmian głośności odsłuchu. Tego nie załatwi nam kontroler - głośność wejściowa zależy od źródła, głośność wyjściowa - nie tylko od pokrętła w Studio M, ale też ustawienia monitorów - niektóre mają przecież własne pokrętła głośności.
Pewnym minusem braku zasilania w kontrolerze jest... brak gniazdka słuchawkowego (bo i bez zasilania nie ma jak działać przedwzmacniacz słuchawkowy).
Możliwości
Po podpięciu źródeł i odbiorników (w domyśle - monitorów) możemy zacząć od razu korzystać z dobrodziejstw zapewnianych przez Studio M. Dużym pokrętłem sterujemy głośnością odsłuchu, zaś pod pokrętłem mamy pięć metalowych przycisków dwustanowych. Source przełącza źródło (A/B), Mono - monofonizuje sygnał (to też się przydaje podczas miksowania muzyki), Mute i Dim ściszają sygnał (Mute - całkowicie, Dim o 20dB), zaś ostani przycisk Monitor wybiera, które wyjście (który zestaw głośników) jest aktywny (A/B).
I to naprawdę wystarcza! Słuchamy muzyki przy pracy na komputerze, ktoś wchodzi do pokoju i cyk, Dim i już możemy swobodnie porozmawiać. Miksujemy muzykę i chcemy sprawdzić "kompatybilność mono" - klikamy na Mono i już z obu głośników leci to samo. Chcemy porównać muzykę między studyjnymi, a budżetowymi głośnikami? Monitor i gotowe.
Zestaw gniazd wejściowych i wyjściowych
Niejako "w praniu" wyszło jeszcze jedno zastosowanie - otóż mogę teraz do głośników podłączyć... rejestratory audio i odsłuchać nagrania bez kopiowania ich do komputera (albo przed skopiowaniem). Można niby podłączyć sobie słuchawki do rejestratora, ale jeśli wracam z terenu, to znowu trzeba z plecaka te słuchawki wyjąć, wypakować, podłączyć... A tak - wpinam rejestrator, wybieram plik i mogę słuchać.
Czy to się sprawdza?
W moim przypadku - sprawdza się w 100%. Bez przepinania kabli mogę przełączać odsłuchy oraz zmieniać źródła dźwięku. Nie muszę już gmerać ręką pod biurkiem w poszukiwaniu gałki głośności interfejsu Clarett. Wreszcie mogę też posłuchać muzyki, gdy komputer jest wyłączony - wpinam smartfona, wybieram go przyciskiem jako źródło i gotowe. Fakt, że istnieją kontrolery aktywne, które dają możliwość np. podpinania źródła przez bluetooth, ale szczerze - naprawdę podoba mi się pasywność Studio M. Nie trzeba włączać, nie trzeba wyłączać, nie ma kolejnych świecących diodek, nie trzeba zasilać - dla mnie bomba, zaś słyszalnych "dryfów" panoramy nie stwierdziłem.
Ze swojej strony bardzo polecam takie rozwiązanie, jeśli często macie ochotę słuchać sygnału raz z jednego źródła, a raz z drugiego, bez przepinania kabli. Albo często miksujecie muzykę i chcecie porównywać dwie pary odsłuchów i testować monofoniczność. To naprawdę fajne urządzenie.
Komentarze
Prześlij komentarz