20 lat muzyki

Dzisiaj trochę nietypowo, ale z drugiej strony - koniec roku się zbliża, czas podsumowań jest jak najbardziej na miejscu. Z tym, że nie będę podsumowywał roku, a ostatnich 20 lat. Co się sprawdziło, a co zawiodło? Co się przydało, a co porasta kurzem? Zapraszam, może da to komuś do myślenia?

Krótko o tym, co cieszy

Cóż, tego, co cieszy, jest zdecydowanie więcej, więc - zgodnie z żelazną logiką braku logiki - nie będę się na tym skupiał. Generalnie - jest lepiej, jak mi się wydaje. Dorobiłem się małego, domowego studia, instrumenty są zawsze pod ręką, oprogramowanie skompletowane niemal w 100% - nic, tylko brać się ostro do roboty!

Co ważniejsze, moje "studio" służy nie tylko muzyce, ale także tworzeniu audiobooków, co mnie szczególnie ostatnio pochłonęło i dało okazję do zdobycia wiedzy z zakresu nagrywania i obróbki głosu - rzecz nie do przecenienia, bo do tej pory miałem tu poważne braki (w rzeczywistości nadal mam, ale odrobinkę mniejsze).

Czego szkoda?

W zasadzie to główny powód, dla którego powstaje cały wpis: chciałbym podsumować to, z czego nie jestem zadowolony i co powinno dać mi do myślenia w przyszłości, aby uniknąć podobnych błędów.

Studio

Dopiero w tym roku przekonałem się na własnej skórze, jak ważna jest adaptacja akustyczna pomieszczenia, w którym pracuje się nad dźwiękiem. Dotąd nie przywiązywałem do tego wagi - bo i faktycznie, przeważnie pracowałem w słuchawkach, monitory mam raczej kiepskie, więc odsłuch przez nie prowadziłem sporadycznie. Jednak w momencie, gdy zechciałem nagrywać swój głos, bardzo szybko okazało się, że niechciany pogłos, dudnienia, zakłócenia i szumy zdecydowanie pogarszają jakość materiału. Nieco już to skorygowałem, ale jeszcze nie wszystko i nie tak, jak bym chciał.

Sprzęt

O, tutaj jest zdecydowanie więcej rzeczy, których zakupu żałuję (a przynajmniej obecnie wiem, że nie sprawdziły się w praktyce). Po pierwsze: syntezatory, zwłaszcza Roland Juno G, bo na Korgu 76Le coś tam jednak nagrałem (a i oryginalnego Cubase'a 3SL sobie wtedy kupiłem!). Ale Juno G - kompletne fiasko. Nie dość, że obecnie nie ma sterowników do Windows 10, to jeszcze część (i to fajniejsza) kontrolerów w ogóle nie wysyła komunikatów MIDI, więc są one kompletnie bezużyteczne do sterowania elementami DAW. Jedyne, co mi się w tym instrumencie podoba, to praca klawiatury - jest bardzo przyjemna, choć od momentu zakupu Arturii KeyLab, to właśnie Arturia wygrywa.

Korg też okazał się ślepą uliczką, bo wprawdzie brzmi bardzo dobrze, ale obecnie jest już mocno przestarzały (powstawał w końcówce lat dziewięćdziesiątych!), jeśli chodzi o współpracę z komputerem. Brak USB, brak oprogramowania, które pomagałoby tworzyć barwy i nimi zarządzać, obsługa wyłącznie dawno już zapomnianego standardu kart SmartMedia... Z drugiej jednak strony, w tamtych czasach chyba nie było jeszcze zbyt wielu syntezatorów wirtualnych, więc może faktycznie nie było wówczas alternatywy? Na pewno jednak mogłem sobie darować Rolanda Juno G, którego wykorzystałem we własnych utworach 0 (słownie: zero) razy (w sensie brzmienia, bo jako klawiatura MIDI sprawdzał się przez jakiś miesiąc nieźle).

Co jeszcze ze sprzętu? MXL770 - zakupiony wyłącznie dlatego, że tani i pojemnościowy. I że taki "profesjonalny". W zasadzie wykorzystałem go ledwie parę razy i to w warunkach, które urągały zdrowemu rozsądkowi. Chociaż... Shure 14A to pod tym względem jeszcze słabszy zakup, bo praktycznie 20 lata przeleżał w futerale. No cóż, chciałem nagrywać głosy, ale jakoś... nie szło.

Na koniec perełka, czyli Focusrite Clarett 2Pre. Tego zakupu nie mogę przeboleć. Jeśli mógłbym się z niego wycofać albo chociaż zmienić na coś innego, wybrałbym teraz znacznie rozważniej. Skuszony wizją doskonałego interfejsu audio, zaprezentowaną w Estradzie i Studio, zawiodłem się straszliwie. Poza tym, nawet, jeśli miałbym jednak kupować Claretta ponownie, wybrałbym model 4Pre, ze względu na podwójne gniazdo słuchawkowe...

Oprogramowanie

Ooo, tutaj znajdzie się mnóstwo niepotrzebnych zakupów. Podzieliłbym to na trzy grupy: niepotrzebne efekty, niepotrzebne instrumenty i niepotrzebne inne oprogramowanie.

Jeśli chodzi o efekty, to w zasadzie... mało co bym sobie obecnie zostawił. Na pewno bezpieczne są wtyczki od FabFilter i OEK, przydają się rzeczy od iZotope i (niektóre) od Waves. Valhalla Room czy Soundtoys PanMan też by zostały, ale praktycznie całą resztę chętnie oddałbym, odzyskując zainwestowane środki. Te wszystkie magiczne wtyczki, robiące dziwne rzeczy (usuwanie pogłosu, jakieś efekty bramkowe itp.). Tony kompresorów i korektorów, dziwne i udziwnione pogłosy...

Z instrumentami jest jeszcze gorzej, bo tutaj mam obecnie taki natłok, że... Największe i najkosztowniejsze inwestycje to Serum i Sylenth1 - oba kupowałem na raty i oba wykorzystałem bardzo mało razy we własnych produkcjach. Dlaczego? Sam nie wiem, bo to bardzo dobre instrumenty. Podobnie podsumowałbym Komplete od Native Instruments - bardzo dobry i bardzo bogaty zestaw, z którego używam głównie... pełnej wersji Kontakta oraz Battery. Podobnie jest zresztą z V Collection od Arturii - niby mam, a w praktyce używam i tak troszkę dostosowanych brzmień z AnalogLaba.

W ogóle zauważam, że mam bardzo bogaty zbiór instrumentów, których bardzo pożądałem w pewnym momencie, a które - nie spełniwszy oczekiwań - wylądowały w kącie. Tak było ze Shreddage, rozmaitymi Gravity Packami, Eclipse, Orbit, Dune2, Korg M1/Wavestation/Mono/Poly, Morphine, Damage, Arturia Spark czy Drumaxx.

No i na koniec pozostałe oprogramowanie. Tu na pewno na czoło wysuwa się Bitwig, który okazał się zupełnie ślepą uliczką. Wydawałoby się, że wrzucę tu też FL Studio, ale nie, bo chociaż już go nie używam, to jednak dzięki niemu w ogóle wróciłem do muzyki i się nie zniechęciłem. Prędzej wymieniłbym tu Studio One albo Cubase - zależy, który ostatecznie przegra walkę o miano głównego DAWa. Co dziwne, w ogóle nie czuję, żebym miał żałować zakupu Reapera parę lat temu - mimo że go nie używam na co dzień, to przydaje się tyle razy do zrobienia różnych drobnych, szybkich rzeczy, że zakup był bardzo dobrą decyzją.

Niepotrzebnie za to zainwestowałem w SoundForge - tu zdecydowanie lepiej wypada Acoustica. W kwestii edytora audio marzę jednak o Audition, ale w wersji nie-abonamentowej. Najlepiej zaś, by był dostępny jakiś program, będący połączeniem Audition i WaveLaba...

Podsumowanie

Jak widać, sporo rzeczy zrobiłbym obecnie inaczej i zainwestował w inne rzeczy. Ciągle miałem poczucie, że to czy tamto wreszcie popchnie mnie do przodu. I nie zrozumcie mnie źle, tak się w wielu przypadkach stało! Gdyby nie FL Studio, nie powstałaby płyta "Via", gdyby nie CME XKey, nie nagrałbym Flashbacka i tak dalej. Ale ciągłe poszukiwanie często też wiodło na manowce, czego można było uniknąć, gdybym raczej wykorzystywał to, co już posiadałem, zamiast inwestować w nowe zabawki. Szczególnie w kwestii efektów wolałbym, żeby tych kilka lat temu ktoś mi wprost powiedział: kup sobie pakiet od FabFilter, nic więcej nie będzie Ci potrzebne - a jeśli Ci się tak będzie wydawało, to źle korzystasz z dostępnych narzędzi.

To tak ku przestrodze.

Komentarze