Dzienniki audio

W zasadzie odkąd zacząłem się zajmować nagrywaniem głosu, czyli od 2019 roku, powstawały mniej formalne fragmenty, które wrzucałem sobie do folderu pt. "Dzienniki audio". Nawyk ich nagrywania tak wszedł mi w krew, że nawet obecnie, mimo że podcastu i audiobooków nie nagrywam już od pół roku, nowe "odcinki" dzienników ciągle się pojawiają.

Co zawierają te tajemnicze nagrania? Nic szczególnie tajemniczego - na ogół jakieś luźne przemyślenia dotyczące mikrofonów, odcinków podcastu, bieżących wydarzeń. Ot, dzienniki właśnie.

Problem z tymi nagraniami jest taki, że zajmują miejsce, a chciałbym je zachować i mieć do nich dostęp. Archwizowanie na płytach DVD od dawna już nie jest żadną opcją, zwłaszcza że dzienników uzbierało się już ponad 20GB. Podłączanie okresowo twardego dysku i zgrywanie ich tam już jakąś opcją jest, ale wiadomo, jak to wygląda z tego typu archiwizowaniem - robi się je rzadko.

Do tej pory korzystałem po prostu z dysku Google'a, gdzie mam 100GB przestrzeni. Niby dużo, a bardzo niewiele. Opłata roczna nie chce spadać, powiększenie dysku to też prawie o połowę większa opłata i droga w jedną stronę - jeśli zajmę 200GB, nie będzie już powrotu do 100GB. Postanowiłem zatem być sprytny.

Otóż, na razie przynajmniej, nie płaci się za miejsce zajmowane przez dane na koncie YouTube. Można zatem zamienić "empetrójki" na pliki wideo, co już przecież uskuteczniałem w przypadku audiobooków i muzyki, po czym wrzucić na prywatną playlistę. Koszt zerowy, a dla świętego spokoju "empetrójki" można spokojnie archiwizować okresowo na zewnętrznym dysku.

Aby wprowadzić plan w życie, potrzebowałem wygenerować dla każdej z ponad pięciuset "empetrójek" odpowiedni plik wideo. Robienie tego ręcznie za pomocą Chapters Creatora, czyli tak jak "produkowałem" dotąd pojedyncze pliki, zakrawało na masochizm - potrzebowałem automatu. Jak zwykle w takich wypadkach, posłużyłem się Pythonem. Przygotowałem wzorzec okładki:

i napisałem odpowiedni skrypt, który działa na dwa sposoby. Pierwszy to pełny automat - podaje mu się katalog z plikami, a on je wszystkie przetwarza według schematu: odczytuje metadane z tagów oraz nazwy pliku, umieszcza je na wzorcu okładki w odpowiednim miejscu, generuje docelową okładkę i na tej podstawie wywołuje program ffmpeg.exe z odpowiednimi parametrami. Pliki wideo lądują w ustalonym katalogu i tyle.

Drugi tryb pracy skryptu przygotowałem już z myślą o generowaniu "zwykłych" filmów na bazie grafiki i "empetrójki" - jeśli zamiast nazwy katalogu wskaże się plik mp3 i jpg, skrypt zrobi z tego plik mp4, gotowy do umieszczenia na YouTube. Nie muszę już teraz w ogóle stosować Chapters Creatora w tym celu.

Pozostaje jeszcze kwestia wrzucenia całości na konto YouTube i tym się właśnie zajmuję od kilku dni. To z pewnością najbardziej żmudna część całego procesu, bo jednorazowo można wrzucić tylko 15 plików (a limit dobowy to 100), w dodatku podczas automatycznego tworzenia tytułu usuwane są znaki dywizu, więc zamiast prawidłowej daty "2024-01-23" dostajemy "2024 01 23", co mnie irytowało na tyle, że ręcznie poprawiałem każdy tytuł.

Przy okazji też zaznaczałem, że dany dziennik ma być częścią tworzącej się powoli playlisty. Obecnie zostało mi do wrzucenia trochę ponad 150 plików z ponad pięćsetki, więc jeszcze dwa dni i całość będzie już zarchiwizowana. Nowe odcinki nie będą już takim problemem, bo odpowiednio zmodyfikowany skrypt wywoływany przez FileImportera tworzy nie tylko "empetrójkę" i transkrypcję, ale także filmik.

Uf. Mogłem w ten sposób zwolnić ponad 20GB na dysku Googla i uniknąć irytujących powiadomień, zaczynających się po uzyskaniu 80GB zajętości i oczywiście namawiających do zwiększenia limitu przez zaakceptowanie wyższej opłaty. Ech, poznańska krew...

Komentarze