[S] Rejestrator Zoom H1 essential
Od jesieni 2022 roku używam Zooma H1n, który przez niemal rok służył mi do nagrywania "dzienników audio" - jeździł ze mną w małej saszetce, razem z uchwytem, deadcatem WSU-1 i słuchawkami dokanałowymi. Ot, taki bardzo kompaktowy zestaw do nagrywania. Miał kilka wad i w końcu zastąpił go Zoom F3 w tandemie z mikrofonem AudioTechnica AT875R - był wprawdzie lepszy dźwięk w bezpiecznych 32 bitach, ale za to ciężej i mniej poręcznie. A że wiosną 2024 Zoom odświeżył linię "domowych" rejestratorów, czyli linię H, strasznie korciło mnie do sprawdzenia, czy H1e (essential) został godnym następcą H1n...
Essential - czyli co?
Są dwa główne wyróżniki nowej serii rejestratorów essential: kanciasty kształt i zapis 32-bitowy. Zgoda, można jeszcze dodać do tego wymianę złącza komunikacyjnego na USB-C. Niemniej, najbardziej widoczna zmiana to wygląd i od razu powiem, że decyzja o wprowadzeniu ostrych linii i kantów jest (moim zdaniem) dyskusyjna:
Linie proste i kanty, tak to widzę...
W przypadku H1 zmiana poszła dalej - Zoom zrezygnował z osłony mikrofonów. Zarówno H1, jak i H1n miały delikatną, bo delikatną, ale jednak ochronę na mikrofonach w postaci obręczy czy "falki". Może nie były to osłony w 100% zabezpieczające mikrofony, ale jednak pozwalały bez większych obaw schować urządzenie do kieszeni czy bezproblemowo nałożyć deadcata tak, by nie ocierał się o wrażliwą konstrukcję. W H1e koniec z tym - mikrofony są kompletnie odsłonięte i to my musimy pomyśleć o ich zabezpieczeniu.
Różnice zewnętrzne są nie do przeoczenia - po lewej H1e, po prawej H1n
Szczęściem w nieszczęściu jest to, że swego czasu kupiłem zestaw Interview GO do Røde Wireless Go2, gdzie była dołączona duża gąbka. Nie pasowała ona na H1n właśnie ze względu na "falkę", ale pasuje na H1e i odtąd znalazła zastosowanie, zamiast zalegać w szufladzie.
32 bity
O nagrywaniu w 32 bitach zmiennoprzecinkowych pisałem choćby w 2022 roku, więc tam odsyłam po szczegóły. Tutaj tylko przypomnę, że w praktyce nie chodzi o jakość dźwięku, tylko o jego "bezpieczeństwo", a konkretnie ochronę przed cyfrowym przesterowaniem (clippingiem).
W Zoomie H1e oznacza to kompletne usunięcie sterowania poziomem zapisu. Tak, tak, nie ma już irytującej (tylko mnie?) gałeczki poziomu, która jako jedyny element nie była blokowana suwakiem Hold. Zoom zrobił z tej cechy jeden ze sloganów reklamowych - H1e ma być dzięki temu jednym z najprostszych w obsłudze rejestratorów rynku. Wystarczy włączyć i uruchomić nagrywanie, ot co.
Czy to działa w praktyce? Tak, moim zdaniem działa. O ile nie przesterujemy samych mikrofonów (wiatrem albo naprawdę bardzo głośnym dźwiękiem), powinniśmy dostać dźwięk pozbawiony przesterowań. Jedyny "minus" jest taki, że po zgraniu do komputera plik wydaje się nagrany zbyt cicho - ale piszę "minus" w cudzysłowie, bo specyfika zapisu 32-bitowego sprawia, że możemy w dużym stopniu tak nagrany plik pogłośnić i nadal będzie on brzmiał nieźle.
Garść informacji dodatkowych
Z rzeczy odróżniających nowy rejestrator od poprzednika wymieniłbym wyświetlacz. Jest czarno-biały i wykonany w konwencji znanej z F3, czyli mamy dwa okienka z wykresem odwzorowania fali dźwiękowej (kanał lewy i prawy). W porównaniu do starego ekranu, jest na nim nieco mniej informacji o aktualnej konfiguracji urządzenia. Za to zdecydowanym plusem jest osobny przycisk Menu i dostęp do wszystkich opcji od razu - przypomnę, że w H1n część opcji była dostępna dopiero po wejściu do specjalnego trybu: trzeba było przytrzymać przycisk z ikonką kosza podczas włączania urządzenia. W H1e podobne sztuczki nie są konieczne.
Pewną ciekawostką serii essential jest możliwość... czytania menu przez urządzenie. Jeśli nie chcemy (lub nie możemy) polegać wyłącznie na wzroku, rejestrator podczas nawigacji po menu będzie nas informował głosowo, jaką opcję właśnie wybraliśmy. Myślę, że jest to rozwiązanie, które prędzej czy później "zgapią" pozostali producenci.
Suwak zasilania/blokady przeniesiono na lewą ściankę, tam gdzie jest gniazdo słuchawkowe, a obecne w H1n przyciski regulacji poziomu sygnału w słuchawkach zamieniono na pokrętło (niestety - chociaż rozumiem, że klikanie przycisków przy włączonym nagrywaniu mogło denerwować, bo po prostu się nagrywało). Po stronie prawej pozostało gniazdo mikrofonu zewnętrznego/wejścia liniowego, gniazdo USB (już w wersji USB-C) i gniazdo kart microSD, tam też umieszczono nowy przycisk Menu.
Urządzenie może - nadal - być interfejsem audio (czy może bardziej - mikrofonem USB) oraz - nadal - można je zasilać przez port USB. Formatu 32-bitowego nie można zmienić na 16 czy 24 bity, za to można sterować częstotliwością, a są dostępne trzy wartości: 44,1kHz, 48kHz i 96kHz, czyli standard.
Cieszy możliwość nagrywania monofonicznego, jest nawet do tego specjalny przycisk, po skorzystaniu z którego oba kanały są łączone. To w moim przekonaniu bardzo dobra opcja do nagrywania głosu, bo zapobiega jego "błąkaniu się" między kanałem prawym a lewym, a takie "błąkanie się" mnie osobiście z niewiadomych powodów niesamowicie irytuje podczas słuchania.
Minusy
Dotąd było raczej pozytywnie, ale czy to urządzenie nie ma wad? Za taką zapewne część osób uzna kanciastą obudowę i brak zabezpieczonych mikrofonów, dla mnie pewną wadą jest za to... bardzo niewielki, by nie powiedzieć żaden zysk na jakości dźwięku. Mikrofony pozostały prawdopodobnie te same co w H1n, przedwzmacniacze tak samo, więc np. poziom rejestrowanych szumów również nie uległ obniżeniu. Także tworzywo, z jakiego wykonano obudowę, nadal strasznie przenosi do nagrania dotknięcia, stuknięcia czy otarcia - naprawdę, nie ma sensu trzymać tego rejestratora w ręce, jeśli chcemy mieć nagrania wolne od zakłóceń.
Kartonik, a w środku tylko i wyłącznie rejestrator
Dla części osób wadą pewnie będzie także zerowe wyposażenie dodatkowe. Nie dostajemy tu literalnie NICZEGO poza samym rejestratorem, zapakowanym w zgrzebny, brązowy karton. Brak oprogramowania dodatkowego, które było sporym atutem H1n; brak kabelka USB, brak karty pamięci, brak ogniw AAA do zasilania, brak deadcata, brak uchwytu. No, nie ma nic, a cena prawie dwa razy wyższa niż H1n (ten obecnie spadł do nawet 230zł, za H1e trzeba zapłacić od 450 do 480zł).
Przykro o tym wspominać, ale nadal urządzenie generuje zakłócenia, kiedy podłączy się do niego odbiornik od zestawu mikroportów, takich jak Saramonic Blink900 czy Røde Wireless:
Zakłócenia po podłączeniu do H1e odbiornika mikroportów, POBIERZ
Na koniec zaznaczę, że nadal nic się też nie zmieniło w kwestii szybkości transferu danych, która - mimo złącza USB-C - jest tragicznie niska i ani o jotę nie poprawiła się w stosunku do H1n. Przykładowo, plik mający 83MB zgrywa się średnio 28 sekund. Na tym samym kabelku podłączonym do tego samego portu w komputerze MixPre-6 potrafi przesłać plik "ważący" 380MB w 14 sekund - pozostawiam to bez komentarza. Aha, testowałem transfer na trzech różnych kartach pamięci, w tym na fabrycznie nowej, kupionej specjalnie dla H1e karcie SanDisk Extreme Pro.
Czy polecam?
Trudna sprawa z tym H1e. Teoretycznie jest lepszy od H1n, bo zabezpieczenie przed przesterowaniem to naprawdę COŚ. Ale z drugiej strony - kupując obecnie H1n i dbając o pilnowanie poziomu zapisu, zyskamy oprogramowanie Steinberga, zaoszczędzimy trochę pieniędzy (które możemy przeznaczyć na zakup uchwytu i deadcata) oraz będziemy mieli lepiej zabezpieczone mikrofony urządzenia.
Mam zatem bardzo mieszane uczucia. Odradzać H1e nie będę, bo mnie się on sprawdza, ale żeby być zupełnie szczerym, najbardziej w nim podoba mi się... brak gałki poziomów i USB-C zamiast microUSB.
No, dobra, 32 bity też mi się podobają.
Na koniec jeszcze polecę posłuchać odcinka podcastu o tym rejestratorze:
Komentarze
Prześlij komentarz