[S] Osłona przeciwwietrzna Boya BY-WS1000

I oto dotarłem chyba do końca "zbieractwa", jeśli chodzi o wyposażenie do nagrywania dźwięku w terenie. A ta końcówka to osłona typu zeppelin czy też blimp, czyli coś, dzięki czemu podmuchy nawet bardzo mocnego wiatru nie powinny być straszne osobom nagrywającym na otwartych przestrzeniach. Przyznam, że to pierwsza moja własna osłona tego typu - wcześniej krótko miałem w rękach tylko którąś (chyba starszą) wersję Røde Blimpa, ale ani niczego nią nie ponagrywałem, ani jej nie używałem zbyt długo. Ot, posłuchałem, jak brzmi dźwięk nagrywany shotgunem z taką osłoną i tyle.

Jak działa blimp?

Osłona tego typu (kształtem zbliżona do sterowca, stąd nazwa) zbudowana jest ze stosunkowo sztywnego szkieletu, wyściełanego od wewnątrz materiałem (w przypadku WS1000 jest to siateczka podobna do stosowanych w pop-filtrach).

Oto pół metra solidnej osłony przeciwwietrznej

Już samo to chroni przed naprawdę sporymi podmuchami wiatru, ale zwykle da się na ten szkielet naciągnąć dodatkowo sztuczne futro. W przypadku blimpów jest ono często zwane już nie dead-catem, tylko dead-wombatem, co chyba świadczy o dość czarnym poczuciu humoru dźwiękowców. W każdym razie futro to jeszcze bardziej izoluje mikrofon od podmuchów i naprawdę trzeba mocarnej wichury, żeby coś przedostało się do wnętrza blimpa.

Torba i dead-wombat, czyli futro

Dodatkowo blimp to jeszcze zintegrowany z osłoną uchwyt z elastycznymi mocowaniami dla mikrofonu, dzięki czemu izolujemy go od np. drgań pochodzących ze statywu czy tyczki, trzymanej w ręku.

Pierścienie do mocowania mikrofonu...

...i zamocowany Synco D2

Czyli - ostatecznie - montujemy mikrofon (w tym wypadku maksymalnie o długości 320mm i średnicy 20-22mm) w elastycznym uchwycie, korzystając z dwóch pierścieni mocujących. Podłączamy kabel XLR do mikrofonu, a uchwyt wsuwamy na specjalnych szynach do tuby, dokręcamy obie końcówki i... już. Ewentualnie całość okrywamy jeszcze futrem.

Zawartość pudła

Ano właśnie - kupując tego typu osłonę, należy nastawić się na rozpakowanie dużego pudła, bo i sama osłona zajmuje sporo miejsca. Wprawdzie mam wrażenie, że Røde Blimp był nieco mniejszy, ale niczego sobie nie dam za to uciąć. Osłona WS1000 jest ogromna - na długość ma niemal pół metra, a waży (z uchwytem) 750 gramów.

Oprócz tuby i półsferycznych "nakrętek" na oba jej końce, dostajemy od producenta futrzastego wombata, elastyczny uchwyt ze zintegrowanym kablem XLR, komplet zapasowych gumek do uchwytu i torbę na wszystkie te elementy.

Tutaj zauważę jedną fajną rzecz, którą posiada wombat w tym modelu - są to suwaki. Blimp od Røde miał tylko zaciskowy sznurek z blokadą, ale pozostawały w futerku otwory, przez które mogły dostawać się do środka jakieś "zabłąkane" podmuchy. Tutaj można dopiąć wszystko dokładnie aż po samą rączkę uchwytu.

Spodobała mi się także szczelina na końcu uchwytu, gdzie można wsunąć dość ciasno kabel XLR, żeby nie przeszkadzał w skręcaniu całości. W Røde trzeba było sobie ten kabelek przytrzymywać palcem w odpowiedniej pozycji.

Bardzo przydatna szczelina do przytrzymania kabla XLR

A, no i chyba najważniejsza różnica - otóż w WS1000 zarówno rączkę uchwytu, jak i oba mocowania mikrofonowe można przemieszczać bez użycia jakichkolwiek narzędzi - wystarczy poluzować duże pokrętła i już. W uchwycie Røde, który miałem w ręku, mocowania dawały się przesuwać tylko po użyciu klucza imbusowego, zaś uchwyt nie dawał się przesunąć w ogóle.

Duże, wygodne pokrętła do zmiany położenia mocowań i rączki

Jakość

Przyznam, że pod względem wykonania zaskoczyła mnie początkowo tylko jedna rzecz (na minus) - mianowicie taka sobie sztywność szkieletu. Jest on wykonany z dość miękkiego tworzywa i ugina się pod naciskiem - wydaje mi się, że pod tym względem Røde był nieco sztywniejszy, ale znów - głowy nie dam, bo nie ściskałem go jakoś specjalnie (wiadomo, nie moja rzecz, lepiej byłoby nie połamać). W praktyce na szczęście w niczym to nie przeszkadza, bowiem już sam uchwyt jest nadzwyczaj solidny, a to on w głównej mierze odpowiada za przenoszenie obciążeń.

Uchwyt z mikrofonem wsunięty do tuby, chwilę przed przykręceniem półsferycznej nakrętki

Za to jedna rzecz podobała mi się dużo bardziej w blimpie firmy Røde: zakończenie kabla XLR było tam umieszczone w rączce uchwytu, więc po podłączeniu nic się nie obijało o tyczkę czy statyw. W WS1000 - niestety - dolne wyprowadzenie XLR to taki dyndający "ogonek" i jeśli do niego podłączymy kabel XLR, to całość może się nam bardzo głośno i nieprzyjemnie obijać o statyw czy tyczkę. Dobrze byłoby mieć fragment jakiejś rurki z miękkiego tworzywa, żeby nasuwać ją na połączone wtyki (już wiem, o co poproszę przy najbliższej okazji Siostrę Be). Ten "ogonek" przeszkadza także przy przykręcaniu uchwytu do tyczki, bo się plącze i jeśli mamy jakieś wystające elementy, to bardzo chętnie się o nie zaczepia...

Zamki błyskawiczne w wombacie, choć bardzo przydatne, działają tak sobie, tzn. potrafią się przycinać. Niby nic dziwnego, w końcu dookoła jest futro, ale może trzeba było zastosować zamki jakiegoś innego typu?

W działaniu

Tu zaskoczenia nie było. Osłona działa fenomenalnie i nie przepuściła niczego, z czym dotąd miałem do czynienia. Nawet wiatrak pokojowy, rozkręcony do maksymalnych obrotów nie zdołał przepchnąć powietrza do środka. Pod tym względem nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń.

Inna sprawa to wpływ na brzmienie zamocowanego w środku mikrofonu. O ile jeszcze "goły" blimp nie jest przesadnie mocno zauważalny brzmieniowo, to już wombat ucina sporo góry. Z tym, naturalnie, trzeba się liczyć, bo nie ma cudów - jest przeszkoda, to i fala dźwiękowa się na niej zatrzyma.

Wszystko jest na szczęście do skorygowania w postprodukcji i - wierzcie lub nie - lekkie podbicie wysokich tonów jest i łatwiejsze, i bardziej przezroczyste brzmieniowo niż walka z przesterowaniami, które zostałyby nagrane bez osłony. Nie oszukujmy się, przy dużych przesterowaniach odzyskanie czegokolwiek sensownego jest praktycznie niemożliwe, bo membrana mikrofonu była podczas nagrania tak zniekształcona podmuchem, że po prostu niczego więcej nie zarejestrowała.

Sztuczny wiatr

Na potrzeby tego wpisu postanowiłem przeprowadzić szybki test porównawczy. Zamontowałem mikrofon Synco D2 we wnętrzu osłony WS1000 i ustawiłem go około 30cm od rozpędzonego wentylatora pokojowego:

W pełni "uzbrojona" osłona WS1000 w boju z wentylatorem

Następnie przeprowadziłem proste nagranie - wentylator dmuchał w stronę mikrofonu, a ja wypowiadałem kilka słów. Odległość pozostawała taka sama, zmieniała się tylko konfiguracja: od mikrofonu pozbawionego kompletnie ochrony, przez firmową gąbeczkę po zakrycie osłony WS1000 i nakrycie jej futrem.

Mikrofon Synco D2, POBIERZ


Mikrofon Synco D2, osłonięty swoją firmową gąbką, POBIERZ


Mikrofon Synco D2 już bez gąbki, ale za to chroniony przez WS1000 (bez futra), POBIERZ


Mikrofon Synco D2, chroniony przez WS1000 z założonym futrem, POBIERZ


Na koniec postanowiłem zrobić jeszcze test ekstremalny, czyli przystawiłem mikrofon do wentylatora tak, że futro już muskało kratkę - nagranie w tej sytuacji brzmi następująco:

Konfiguracja jak poprzednio (WS1000+futro), ale przystawione bezpośrednio do wentylatora, POBIERZ

Dopisek z 2022-08-25: podczas urlopu udało mi się nieco pochodzić w terenie i nagrać dodatkowe testy. Poniżej możecie usłyszeć nie tylko porównanie tego, jak przed wiatrem zabezpiecza WS1000 w porównaniu do zwykłego deadcata, ale także, dlaczego warto dźwięk w terenie nagrywać za pomocą shotguna, a nie zwykłego rejestratora audio:

Synco D2 z osłoną Boya BY-WS1000, POBIERZ


Tascam Portacapture X8 z deadcatem Zooom WSU-1, POBIERZ

Uwagi różne

W sumie jedyny poważny zarzut, jaki mogę mieć do tej osłony to... gabaryty. Te prawie pół metra i prawie kilogram to już nie leciutki deadcat, zakładany na mikrofon. Tutaj jest czym machać, jest co nosić i bez wątpienia nie jesteśmy już, z tyczką i blimpem, dyskretnym niedzielnym nagrywaczem dźwięków. Wcześniej, gdy chodziłem z malutkim Lewittem LCT040, zakrytym prawie w całości osłoną Røde WS8, i tak co drugi, trzeci napotkany człowiek pytał, co ja właściwie robię. Wyjście z tyczką i blimpem tam, gdzie spacerują ludzie, bez wątpienia ściąga spojrzenia i budzi pytania (zwłaszcza że nie widać kamerzysty - praktycznie zawsze obserwuję, jak ludzie się rozglądają w poszukiwaniu kogoś z kamerą).

Powyższe sprawia, że po początkowym szale nagrywania coraz rzadziej zabieram blimpa w teren, zwłaszcza tam, gdzie jest sporo ludzi - zwykły deadcat jest dużo dyskretniejszy, a bardzo często wystarczający.

Zakupy

No i na koniec największy problem - zakup. Osłony blimp są drogie. Są nawet bardzo drogie. Oryginalny Røde Blimp to obecnie koszt praktycznie 1000zł. Na osłony Rycote trzeba wygospodarować przynajmniej 1500zł, że o osłonach Sennheisera nie wspomnę. Boya WS1000 to rozwiązanie budżetowe, ale przez aktualną sytuację gospodarczą także jej cena poszła ostro w górę. Na stronie producenta wyceniona jest na 399zł, jednak w żadnym z oficjalnych sklepów nie jest dostępna (na dzień 17 sierpnia, kiedy piszę ten artykuł - braki magazynowe). Znalazłem ją dosłownie w kilku tylko miejscach, ale już w nowej cenie, wynoszącej około 600zł (przyznacie - spory skok jak na dwa, trzy tygodnie). I już miałem ją zamawiać, kiedy udało mi się trafić na jakąś sztukę ze starych zapasów, po cenie tylko ciut wyższej niż ta początkowa (420zł).

Przy okazji okazało się, że generalnie w Polsce jest problem z tego typu towarem - osłon Røde, Rycote czy Saramonic nie dało się w pierwszych tygodniach sierpnia kupić "od ręki", chyba że na zagranicznych stronach. Nie jest to produkt "pierwszej potrzeby", jednak wspominam o tym, bo jeśli ktoś będzie planował tego typu zakup, to powinien sporo wcześniej zrobić rozpoznanie rynku, żeby później się nie zdziwić...

Zadowolony

Niemniej, jestem z tej osłony bardzo zadowolony. Na pewno daje ona bardzo solidną ochronę mikrofonu przed wiatrem i jeśli tylko wieje mocniej niż średnio, to do nagrań wybieram właśnie WS1000 - dotąd jeszcze nie skapitulowała ani razu. Na okazje mniej wietrzne mam Røde WS7, która zastąpiła mi nieco mniej udaną osłonę Synco Wind-235.

Podkreślę jednak, że pozostawianie w domu WS1000 jest tylko częściowe - uchwyt jeździ ze mną zawsze, nawet jeśli używam zwykłego deadcata - po prostu jest wygodny i sprawnie eliminuje drgania, a da się w nim zamocować zarówno Synco D2, jak i mój ulubiony mikrofon "terenowy", sE8 (choć już ze sporym trudem).

Komentarze