Strzały w dziesiątkę i strzały w kolano

Swoje domowe studio buduję od lat i, jak to w życiu, zdarzają mi się czasem bardzo udane zakupy, inne zaś to kompletna pomyłka, lądująca z czasem w szufladzie lub na strychu. Dziś zatem krótki przegląd tego, co się wybitnie sprawdziło, a co - równie wybitnie - zawiodło pokładane w nim nadzieje. Nie muszę chyba dodawać, że to zestawienie czysto subiektywne i każdy może mieć o wspomnianych urządzeniach własne, odmienne zdanie.

Raduje me serce po dziś dzień

To zdecydowanie najliczniejsza grupa - urządzenia, które zwyczajnie się przydają i są używane (nawet jeśli nie codziennie, to wtedy, kiedy są potrzebne). Do wybitnie przydatnych sprzętów zaliczam monitory PreSonus Eris 5, klawiaturę Arturia KeyLab 61 MK2, rejestratory Tascam (najpierw DR-05, teraz DR-100MK3) oraz wszystkie moje mikrofony z wyłączeniem MXL770 (ale z włączeniem aktywatorów i przewodów dobrej klasy). Trzeba w tym miejscu wymienić także wierne słuchawki od Beyerdynamic - są świetne!

Wśród sprzętów, których zakupu po prostu nie żałuję, wymieniłbym RødeCastera Pro, Korga SP-250 i Triton 76Le czy obie gitary, których wprawdzie nie używam zbyt często (zwłaszcza akustyk powędrował na strych), ale czasem sobie brzdąkam to i owo. Do tej kategorii zaliczyłbym także GoldenAge Pre-73 MK3, chociaż obecnie korzystam z niego dość rzadko.

Na końcu wymienię Focusrite Clarett 2Pre, chociaż nie jestem do końca z niego zadowolony. Ten interfejs ma sporo "za uszami", jeśli chodzi o dziwne zachowania, problemy przy przełączaniu parametrów, brak loopbacka, kłopoty po aktualizacji sterownika... No, mogłoby być dużo lepiej, moim zdaniem. Najbardziej zawiodłem się na jego przedwzmacniaczach (kiedy jeszcze nie wiedziałem, że przy 24-bitowym zapisie można śmiało zwiększać głośność sygnału bez dodawania szumów), przez co chodziłem jak struty ponad pół roku. Ale ostatecznie to dobrej klasy urządzenie i raczej bym się chyba nie pozbył.

Sprzedam, zamienię

Gdybym mógł odzyskać wydane pieniądze, to w pierwszej kolejności pozbyłbym się wspomnianego wyżej mikrofonu MXL770. Jest to najgorzej brzmiący mikrofon w mojej małej kolekcji i wiem na sto procent, że już nigdy nie wykorzystam go do jakichkolwiek nagrań głosowych. Mam go od lat (dziesięciu?), a nagrałem nim może raptem dwie, trzy godziny jakiegokolwiek materiału. Kiedy ostatnio, na potrzeby odcinka podcastu, nagrywałem porównanie mikrofonów, dźwięk z MXL770 wyróżnił się zdecydowanie in minus - przynajmniej jeśli chodzi o rejestrowanie mojego głosu.

Drugim takim niewypałem jest bez wątpienia Roland Juno G, z którym miałem więcej nerwów i irytacji niż zadowolenia. To ewidentny przykład zakupu robionego oczami - chciałem mieć Rolanda, ten był akurat wystawiony w niezbyt wysokiej cenie, więc kupiłem. Jak się szybko okazało, Roland przestał go wspierać i ostatnie sterowniki dostarczono dla Windows 8 (do "dziesiątki" już nie ma), przez co nie można skorzystać np. z edytora czy transmisji MIDI przez USB. Ponadto frontowa ścianka roi się od kontrolerów (np. D-beam czy suwaki), jednak nie są i nie mogą być one skojarzone z jakimiś parametrami transmitowanym przez MIDI, przez co używa się ich tylko do kontrolowania instrumentu na żywo. Nie mogę się czepiać brzmienia, bo jest bardzo dobre, ale jednak Juno G to duże rozczarowanie. Trzymam go w nadziei, że jednak kupię kiedyś krosownicę i podłączę cały sprzęt, żeby móc go rejestrować.

Także dbx286s okazał się mało przydatny. W pierwszych tygodniach wydawało mi się, że jest to świetne rozszerzenie mojego studia, ale trawiąca mnie wówczas gorączka szumofobii skutecznie zabiła wszelką radość z użytkowania tego sprzętu. On nie jest zły, naprawdę, to solidny kawał sprzętu. Ma odpowiednio mocny przedwzmacniacz, całkiem sensownie działające efekty, a jednak od momentu pojawienia się RødeCastera jego użycie straciło tak naprawdę sens.

W 2008 roku kupiłem gitarę elektryczną i interfejs Native Instruments Session I/O. Szybko się jednak okazało, że uruchamianie komputera, żeby pobrzdąkać na gitarze to nie jest dobry pomysł, więc pod tym względem pomysł spalił na panewce, aczkolwiek nie nazwałbym tego kompletnym niewypałem. Interfejs faktycznie wylądował w szufladzie, ale dzięki kompaktowej budowie i bogatemu wyposażeniu (miał i wejście TRS, i XLR, i wyjście słuchawkowe z osobną regulacją, i zasilanie phantom) przydawał się wielokrotnie, zwłaszcza w celach porównawczych i przy sesjach wyjazdowych.

Dużo gorzej było z jego następcą - chciałem koniecznie zastąpić kartę Audiophile 2496, więc - zachęcony opisem w Estradzie i Studio - kupiłem Alesisa iO4. 24-bitowa rozdzielczość, cztery wejścia i wyjścia, rewelacja. Okazało się jednak, że nie - dziwaczna konstrukcja, konieczność podłączania przewodów od góry, mało precyzyjne pokrętła i diodki, a dodatkowo łatwo wypadająca wtyczka USB i osobny, zewnętrzny zasilacz sprawiły, że dość szybko Alesis powędrował z powrotem do pudełka, a na biurku znów stanął Session I/O. Alesisa mam do dziś, leży w jednym z pudeł na strychu.

Największym jednak sprzętowym niewypałem, na który wydałem niemałą sumę pieniędzy, był specjalny kontroler nożny. Było to w czasach, gdy chciałem nauczyć się grać na pianinie - kupiłem Korga SP-250, ale że miał on tylko pedał sustain, a ja chciałem mieć trzy, jak w prawdziwym fortepianie, to kupiłem osobny kontroler nożny. Nie pamiętam nazwy, a na strych nie chce mi się teraz wchodzić, jednak było to takie spore "bydlę", którego jednak - jak się okazało poniewczasie - nie mogłem podłączyć do Korga. Bo komunikaty były wysyłane przez interfejs USB, czego naturalnie nie doczytałem w opisie urządzenia, a co początkowo zignorowałem. Bo kontroler, podłączony do komputera, działał bardzo fajnie, jednak kiedy oprzytomniałem i stwierdziłem, że to bez sensu (jak w przypadku gitary) włączać specjalnie komputer, żeby pograć na instrumencie, termin rezygnacji z zakupu i odesłania minął. I zostałem z tym wielkim klocem, który po kolejnych paru tygodniach powędrował do szafy, a później na strych, jako kompletnie niepraktyczny.

Nauczka

Jeśli nauczyłem się czegoś przez te wszystkie lata, to przed zakupem trzeba (zdecydowanie) zrobić wszystko, żeby daną rzecz poznać jak najlepiej. Przeczytać recenzje (przynajmniej kilka!), poznać opinie użytkowników (fora, grupy), obejrzeć co się da na YouTube i przy tym wszystkim zachować czujność, by wyłapać wszelkie niedopowiedzenia. Ja, wybierając np. RødeCastera, obejrzałem dziesiątki filmów z recenzjami, z porównaniami, zwłaszcza o współpracy tego miksera z mikrofonem Shure SM7B i wiele razy zdarzało się, że jeden czy drugi fanboj tak bardzo chciał zachwalić sprzęt, że np. używał bramki szumów do zredukowania szumu SM7B, twierdząc przy tym bezczelnie, że sygnał nie jest przetwarzany. Trafiłem też na jeden filmik, gdzie na początku użytkownik pokazywał, jak w menu RødeCastera wyłącza przetwarzanie, zaś na końcu filmiku dopiero znalazła się informacja, że film został odszumiony w pakiecie iZotope RX. Tego typu nierzetelnych filmów (celowo lub przez niedbałość) jest bardzo dużo, więc zawsze trzeba brać na to poprawkę.

Generalnie też z dużym przymrużeniem oka trzeba traktować recenzje, zwłaszcza w czasopismach. Nie wiem, czy to jakieś wymogi od reklamodawcy, ale parę razy mi się zdarzyło polegać na recenzji, gdzie produkt był zachwalany jako doskonały, po czym w praktyce okazało się, że albo recenzent ma drewniany słuch, albo egzemplarze trafiające do sprzedaży nie są tymi samymi, które trafiają do redakcji. No, chyba, że macie sprawdzonego redaktora, na którym się nie zawiedliście, to wtedy sytuacja jest prosta.

Są też produkty, których nie da się sprawdzić inaczej niż osobiście. Tutaj należą np. słuchawki (nikt Wam nie powie, jak będą leżeć na Waszej głowie) czy monitory (dopiero na miejscu, w Waszym pokoju, okaże się, czy brzmią dobrze w tych konkretnych warunkach). Mikrofony są nieco łatwiejsze do sprawdzenia, jeśli traficie na porównanie z modelem, który macie lub znacie - ale i tak koniec końców będzie chodziło o to, jak konkretny model rejestruje to, co chcecie, żeby rejestrował.

Tak czy inaczej, warto wcześniej poznać sprzęt planowany do zakupu, bo oszczędzicie sobie rozczarowania, które jest dość gorzkim uczuciem.

Komentarze