RødeCaster Pro - pierwsze wrażenia

Nagrywam i nagrywam, a choć ostatnio efektów praktycznych jest raczej mało z uwagi na ćwiczenia, to ciągle zmagałem się ze sprzętem. Nie wiem, może jestem jakiś niepełnosprytny, ale po tylu miesiącach walki i tylu pozornych sukcesach, ciągle coś mnie uwierało w moim zestawie nagrywającym. A to przedwzmacniacze w Focusrite Clarett były za słabe, a to szumy w dbx286s za duże, a to włączony komputer przeszkadzał, a brak gniazda XLR w rejestratorze audio nie pomagał... Jednym słowem - bieda.

No i w trakcie oglądania różnych poradników, jak sobie w podobnych sytuacjach radzić, natrafiłem na informacje o urządzeniu RØDECaster Pro. Miało ono też swoich konkurentów, np. ZOOM PodTrak 8, ale generalnie raczej to ono wygrywało porównania, a i sam stwierdziłem, że dzięki dobremu blokowi efektów i zapisowi 48kHz/24bit będzie też pasowało do mojego stylu pracy. Dlaczego jednak nie jakiś porządny interfejs audio z mocnym przedwzmacniaczem? Już wyjaśniam.

Zastosowanie

Do czego chcę wykorzystywać RødeCastera? Przede wszystkim do nagrywania podcastów i audiobooków. Ale nie tylko - od czasu do czasu nagrywamy z Perełką audycje domowego "Radia Zosia", słuchanego głównie przez rodzinę. I tutaj takie urządzenie jak RØDECaster sprawdzi się doskonale - można całość nagrać od razu, od razu też dograć muzykę czy efekty dźwiękowe i - co ważne dla Perełki - od razu przesłuchać. No, bo rozumiecie, Perełka nie chce czekać, aż tatuś obrobi wokale, doda jingle, zmontuje całość i dopiero włączy. Ma być na "teraz-zaraz"!

Pudełko i zawartość

Urządzenie dociera do użytkownika w wielgaśnym pudle. W ogóle do sporych gabarytów trzeba się w przypadku RødeCastera przyzwyczaić - w środku bowiem w pierwszej kolejności natknąłem się na wielkie, kolorowe karty... instrukcji obsługi. Serio, zrobiono instrukcję obsługi na wielkich tekturowych planszach. Są ładne, owszem, ale kompletnie nieporęczne...

Samo urządzenie również jest duże. Myślę, że gdyby inżynierowie RødeCastera nieco przysiedli nad projektem, spokojnie daliby radę zrobić urządzenie o blisko połowę mniejsze, a tak samo wygodne w użyciu. Użytkownik zaś miały w ten sposób o wiele więcej miejsca na biurku.

W komplecie dostałem zasilacz sieciowy, kabel USB (C-A) do podłączenia z komputerem oraz kartoniki do opisania dźwiękowych "padów" (o których za chwilę). RØDECaster wygląda bardzo nowocześnie i stylowo - ogromne suwaki poziomów głośności oraz kolorowe, podświetlane pady przykuwają wzrok, ale po włączeniu najważniejszy staje się duży, dotykowy wyświetlacz, za pomocą którego konfiguruje się urządzenie. Tylną ściankę zajmują złącza: wejścia XLR dla czterech mikrofonów, wejście/wyjście TRRS, którym można podpiąć np. smartfon, cztery gniazda słuchawkowe (duży jack stereo), wyjście na głośniki, gniazdo USB-C do połączenia z komputerem, gniazdo karty pamięci microSD oraz gniazdo zasilające (niestety, w podstawowej wersji nie ma możliwości zasilania urządzenia przez port USB - trzeba dokupić odpowiedni adapter). Z przodu znajdziemy jeszcze jedno gniazdo słuchawkowe, tym razem mini-jack.

Górna powierzchnia robocza to ekran, wielki przycisk sterujący nagrywaniem oraz regulacje głośności czterech par słuchawek wyjścia monitorowego. Poniżej znajdziemy osiem wielkich, niezmotoryzowanych suwaków - cztery dla mikrofonów, jeden dla sygnału z portu USB, jeden dla sygnału z gniazda TRRS, jeden dla sygnału z modułu bluetooth i ostatni, sterujący głośnością dźwięków wyzwalanych padami. Resztę miejsca na płycie górnej zajmują właśnie wielkie, kolorowe pady - do każdego z nich można podpiąć w zasadzie dowolny dźwięk i wyzwalać go w trakcie nagrywania.

Na gabaryty już nieco ponarzekałem, jednak do jakości wykonania RødeCastera nie mam zastrzeżeń. Wszystko jest dobrze spasowane i sprawia wrażenie "pancerności", w czym pewnie zasługa sporej masy. To i gumowane "nóżki" powodują, że urządzenie nie przesuwa się przypadkowo po powierzchni biurka czy stołu.

Czas puścić prąd!

Pierwsze uruchomienie wiąże się z koniecznością ustawienia czasu i daty. Potem można już podłączyć i skonfigurować mikrofon (właściwie podłączyć można jeszcze przez uruchomieniem RødeCastera). Ale, ale, czy ja napisałem "skonfigurować"? Tak, bo żeby wszystko ładnie działało, trzeba poświęcić chwilę na przygotowanie mikrofonu do pracy. Przede wszystkim ustawiłem (zgodnie z zaleceniami) suwak na czwartej "kresce" od góry (producent nie podaje, w czym wyskalował suwaki) i wszedłem w ustawienia kanału pierwszego. Teraz mogłem już ustawić poziom wzmocnienia - RØDECaster pomaga w tym, wyświetlając odpowiedni zakres roboczy, w którym powinien zawierać się sygnał.

Tu przyznam, że przeżyłem pierwsze (małe) rozczarowanie, bo wbrew temu, co pokazywali ludzie na różnych filmikach, Shure SM7B wymaga stosowania "aktywatora" FetHead. Bez niego kanał musi być wysterowany praktycznie maksymalnie (55dB), co znów drastycznie podnosi szumy. Na szczęście, z FetHeadem nie trzeba już było ustawiać poziomu na maksimum, czyli efektywnie działa to lepiej niż w parze z Clarettem. Ostatecznie zatem szumy, mimo że są obecne, aż tak bardzo nie przeszkadzają, a dzięki delikatnej pracy bramki szumów (możliwej do skonfigurowania), stają się praktycznie niezauważalne. Przykro trochę, że cztery razy tańszy AKG D5 po podłączeniu do tej samej konfiguracji dawał sygnał praktycznie bez szumu...

Przetestowałem również WarmAudio WA-87 - i tu już bez rozczarowania. Mikrofon współpracuje z RØDECasterem bardzo dobrze, nie trzeba podnosić poziomu nagrywania za wysoko, a co za tym idzie, szumy są jeszcze niższe niż przy AKG D5 i przy załączonej bardzo delikatnie ustawionej bramce praktycznie znika konieczność odszumiania (hurra!)

Na "setkę"

Moim skrytym marzeniem było zawsze nagrywanie bez późniejszej obróbki (ewentualnie z obróbką mocno ograniczoną). Do tej pory musiałem za każdym razem sygnał odszumić, usunąć mlaski, przeprowadzić korekcję, kompresję, zastosować de-esser i osłabianie oddechów. dbx286s miał mnie w części prac wyręczyć, ale szybko okazało się, że wbudowany kompresor tak podbijał szumy z SM7B, iż nawet ładnie zbramkowany sygnał rzadko kiedy nadawał się do dalszego wykorzystania. Tutaj, choć kompresor jest bardziej elastyczny w konfiguracji, w połączeniu z SM7B nadal mocno podbija szumy, więc go zwyczajnie wyłączyłem, zostawiając za to odpowiednio skonfigurowaną bramkę szumów. SM7B nie wymaga stosowania żadnego sztucznego podbijania niskich tonów, więc mogłem wyłączyć także blok efektów Aphex w tej konfiguracji.

RØDECaster ma w kwestii szumów dodatkową przewagę - można nim nagrywać przy wyłączonym komputerze. Wprawdzie mogłem tak robić także wcześniej, korzystając z rejestratora Tascam, jednak nie dane mi było podpiąć do niego bezpośrednio mikrofonu, bo model DR-05 pozbawiono wejść XLR i dostarczania zasilania phantom. Musiałem zatem podłączać mikrofon do przedwzmacniacza, a stamtąd przewodem z przejściówką "duży jack na mały jack" dopiero wprowadzić sygnał do rejestratora. Teraz nie ma problemu - mikrofon jest bezpośrednio wpięty do RødeCastera, który podaje mu zasilanie phantom. Dużo wygodniej konfiguruje się także poziom zapisu i włącza/wyłącza zapis.

Podsumowując, wprawdzie sygnał z RødeCastera także jeszcze delikatnie obrabiam (przede wszystkim korekcja i usuwanie mlasków), to jednak nie potrzebuję już korzystać z de-essera i odszumiacza. Wprawdzie delikatny szum pozostaje po przejściu przez wbudowaną bramkę szumów, jednak dzięki pracy w bezgłośnym środowisku jest on minimalny, a w przypadku korzystania z WA-87 wręcz pomijalny. W przypadku audiobooków, gdzie jakość jest kluczowa, wyłączam bramkę szumów i odszumiam w komputerze, ale to wyjątki. Podcasty i narracja do filmów jest teraz praktycznie w całości przygotowywana w RØDECasterze.

Co nie mniej ważne, RødeCastera mogę zabierać na wyjazdy, np. kiedy jadę do Rodziców, i tam nagrywać. Jest on - mimo swoich gabarytów - dużo poręczniejszy niż pecet z monitorem i interfejsem audio (aczkolwiek DUŻO mniej poręczny niż Tascam DR-05).

Radio

RØDECaster umożliwia zabawę w radio. Jak wspominałem wcześniej, razem z Perełką nagrywamy od czasu do czasu audycje "Radia Zosia", gdzie gawędzimy sobie na różne tematy, nagrywamy piosenki i tak dalej. Mam przygotowane dwa jingle i teraz możemy "bawić się" przy samym RØDECasterze, co jest o wiele przyjemniejsze niż nagrywanie w komputerze. Po pierwsze, jest szybsze - jeśli chcemy nagrywać, wystarczy podpiąć drugi mikrofon (Shure SM7B jest podpięty stale) i... klepnąć w klawisz nagrywania. Po drugie, dzięki skonfigurowaniu mikrofonów, poziomów itp. nagranie jest w zasadzie "na setkę", nawet jingle odpalamy za pomocą padów. Gotowa audycja nadaje się zatem do natychmiastowego przesłuchania, co w przypadku Perełki BARDZO się przydaje. Nie trzeba odszumiania, poprawiania i innych zabiegów, które opóźniają zapoznanie się z audycją, a jakość pozostaje na bardzo zadowalającym poziomie.

To nie koniec - dzięki połączeniu z telefonem możemy nie tylko włączyć sobie jakąś delikatną muzykę w tle (czy w przerwach), ale także... odbierać telefony! Tak! Jeśli powiadomimy rodzinę, że właśnie od tej do tej godziny będziemy nagrywać, mogą oni zadzwonić i też znaleźć się w ten sposób w audycji! My zaś z Perełką jesteśmy wówczas prawdziwymi prowadzącymi - brakuje już tylko faktycznego nadawania na żywo.

Clarett do lamusa?

Przyznam, że zrazu przemyśliwałem o tym, by wysłać wreszcie Claretta do szuflady - w końcu RØDECaster może być także interfejsem audio. Szybko się jednak okazało, że w kwestiach wydajnościowych (opóźnienia!) jest mu jednak do Claretta daleko, więc kiepsko byłoby z wykorzystaniem go do tworzenia muzyki (nie po to wszak powstał). Na razie zatem Clarett zostaje.

Inaczej sprawy się mają z GoldenAge Pre-73 i dbx286s. W tej chwili ich stosowanie mija się z celem, zwłaszcza jeśli chodzi o dbx286s, bo pojedynczy kanał w RØDECasterze robi dokładnie to samo, co cały dbx (tylko lepiej). Jedynie przedwzmacniacz dbx ma ciut mocniejszy (60dB kontra 55 w RØDECasterze), jednak nie wydaje mi się, żeby to mogło uchronić go przed zapomnieniem. GoldenAge chwilowo zostaje, bo poza samym wzmocnieniem ma on jednak pewne walory brzmieniowe, potrafiąc nieco modyfikować brzmienie mikrofonu. Być może zostawię go sobie do nagrywania audiobooków - to on będzie mi wzmacniał sygnał z mikrofonu, który następnie trafi do RødeCastera - jeszcze nie robiłem testów, ale może ma to jakiś sens?

Tak czy inaczej, obecna konfiguracja sprzętowa została mocno przemodelowana (znowu!) i uproszczona, co akurat mnie cieszy. I cieszy mnie przede wszystkim możliwość rejestracji bez użycia komputera, bo tego strasznie mi ostatnio brakowało. Niestety, Tascam ma już mocno nadwyrężone gniazdko wejściowe i coraz trudniej się nagrywa z jego pomocą (zaś elektretowe mikrofony są dość kiepskie w porównaniu do reszty posiadanej przeze mnie mikrofonowej kolekcji).

Przyszłość

W moim studio dla RødeCastera istnieje tylko jedna realna alternatywa - Tascam DR-100 MK3, który pojawi się lada dzień i zastąpi wysłużonego, dziesięcioletniego już Tascama DR-05. Również umożliwi on nagrywanie bez włączonego komputera, a jednocześnie jego przedwzmacniacze mają dużo większy zapas mocy (70dB!) przy bardzo niskim poziomie szumów własnych. Być może RØDECaster będzie służył wówczas do nagrywania "radia", narracji do filmików czy "monologowych" podcastów, zaś Tascam będzie rejestrował audiobooki i podcasty z wywiadami? Pożyjemy, zobaczymy.

Komentarze