[K] Steinberg WaveLab Elements 12

Premiera WaveLaba 12 stała się faktem. Jako beta tester, nie jestem nią zaskoczony, chociaż tak naprawdę po zakupie aktualizacji wersji Elements odkrywam ją jak coś zupełnie nowego, bo testowanie odbywało się na wersji Pro. Elements jest zdecydowanie "odchudzona" w stosunku do wersji Pro, chociaż stwierdzam po ponad roku używania tej ostatniej, że w 95% używam tylko funkcji dostępnych w Elements...

Nowy start

Steinberg chwali się, że "dwunastka" jest najbogatszą i najbardziej wypakowaną nowościami wersją w historii tego programu. Faktycznie, zmian (i to całkiem sporych) jest trochę, ale i one w głównej mierze dotyczą wersji profesjonalnej, zaś Elements (tradycyjnie) dostaje zaledwie ochłapy. Jednak nawet tu znajdziemy nowe okno startowe, tzw. asystenta, który umożliwia parę ciekawych rzeczy:

Można sięgnąć tu do nowości, można skoczyć do dokumentacji, wybrać tryb uruchomienia programu (edytor audio albo montaż), można nawet - co jest wbrew pozorom bardzo przydatne - wybrać urządzenie audio. Szczególnie to ostatnie bardzo mi się przydaje, bo na co dzień używam przynajmniej dwóch interfejsów audio, czyli Focusrite Clarett i RødeCaster Pro 2. Uruchamiając WaveLaba mogę zdecydować, którego z nich chcę użyć do pracy nad konkretnym projektem, co jest szczególnie przydatne, jeśli planuję nagrania (bo zwykle mikrofon mam podpięty do RødeCastera, ale w samym komputerze częściej korzystam z Focusrite'a).

Edytor audio

Zwykła edycja pojedynczego pliku audio (choć można otworzyć wiele zakładek z osobnymi plikami) jest w WaveLabie dość mozolna. O ile nagrywanie, normalizacja czy usuwanie fragmentów jest bardzo wygodne, o tyle już aplikowanie efektów bywa problematyczne z uwagi na sposób korzystania z wtyczek VST. WaveLab ma bowiem tzw. Master Section, czyli specjalny panel, zasobnik, a w nim osiem slotów, w których można umieścić instancje wtyczek VST. Sygnał jest przetwarzany w czasie rzeczywistym w kolejności od góry do dołu - czyli możemy na przykład w pierwszym slocie wrzucić odszumiacz, potem korektor, potem kompresor, de-esser i na koniec limiter.

Taka organizacja ma swoje plusy - zmiana efektu czy jego parametrów nie nastręcza kłopotów, bo oryginalny sygnał nie jest modyfikowany, tylko "przepuszczany" przez efekty w momencie odtwarzania. Dopiero finalny "render" pozwala utrwalić zmiany w gotowym, wynikowym pliku audio.

Minusem jest to, że Master Section nie jest skojarzone z plikiem audio. Czyli jeśli edytujemy w osobnych zakładkach kilka plików, to odtwarzanie któregokolwiek z nich będzie realizowane "przez" Master Section. Zmiana np. parametrów odszumiacza, istotna dla jednego pliku, natychmiast znajdzie też odbicie podczas odtwarzania pozostałych plików. Oczywiście, jeśli edytujemy kilka zbliżonych plików, np. ten sam lektor nagrany tym samym mikrofonem w tych samych warunkach, staje się to zaletą, ale ten scenariusz jest raczej rzadki. Ponadto, po zakończeniu pracy należy koniecznie zrobić "render" z aktualnymi ustawieniami, bo jeśli na drugi dzień wczytamy zupełnie inny plik i pozmieniamy ustawienia wtyczek, możemy nie pamiętać, jak było wszystko poustawiane pierwotnie. Jasne, można zapisać "stan" Master Section jako coś w rodzaju presetu, ale trzeba sobie tak zorganizować nazewnictwo, by się później nie mylić, które ustawienia są do którego pliku...

Sytuację częściowo ratuje funkcja Render In Place - można mieć stale czystą Master Section, wrzucać tam pojedynczą wtyczkę i kazać jej zmodyfikować edytowany plik. Potem usuwamy wtyczkę albo zmieniamy ją na inną i powtarzamy cykl. Trochę to praca "na okrętkę", ale cóż. Intencją twórców WaveLaba było to, żeby Master Section służyła - cóż - do masteringu, czyli powinny być tam efekty, którymi chcemy zawsze przetwarzać obrabiane pliki...

Edycja audio w WaveLabie sprowadza się zatem najczęściej do ustalenia poziomu głośności, usunięcia ewidentnie złych fragmentów i... tyle. Korzystać można z nielicznych narzędzi na zakładkach Edit:

i Process:

Przyznacie, że nie ma tego dużo. Niestety, WaveLab to nie jest typowy edytor, gdzie zaznaczamy fragment audio i przetwarzamy go wybranym efektem VST - trzeba w tym celu korzystać z Master Section. Na osłodę dodam, że Steinberg zadbał o dostarczenie kilkunastu podstawowych efektów VST w rodzaju kompresora, korektora, bramki szumów czy de-essera. Działają one całkiem sprawnie i wręcz szkoda, że nie są dostępne poza WaveLabem.

Montaż

O wiele ciekawiej robi się w momencie przejścia do trybu montażu. Tutaj dostajemy dostęp do ośmiu ścieżek audio (stereo lub mono) oraz maksymalnie jednej ścieżki wideo (można zatem udźwiękawiać gotowy film). Na ścieżki wrzucamy klipy (audio lub wideo), zaś każda ścieżka ma osobną listę 8 wtyczek VST, które działają tylko na nią. Jest jeszcze lepiej - do każdego wrzuconego klipu także można "przypiąć" osiem wtyczek VST - zatem jeśli nie przetworzyliśmy naszego klipu w trybie pojedynczej edycji, można stosowne efekty podpiąć mu już w trybie montażu. Co najważniejsze, wszystkie te ustawienia są już zapisywane per montaż, więc bez problemu odtworzymy naszą sesję nawet po dłuższym czasie (chyba że odinstalujemy wtyczki VST).

Każda ścieżka ma też niewielki zestaw wbudowanych efektów w rodzaju de-essera, odszumiacza, korektora, pogłosu czy limitera, więc nie musimy nawet korzystać z zewnętrznych wtyczek VST. Wprawdzie te wbudowane efekty są mocno ograniczone funkcjonalnie, ale działają znośnie, więc na początek spokojnie wystarczą.

Co do samego montażu, obowiązują tu normalne zasady - na ścieżkach rozmieszczamy klipy, przycinamy je, skalujemy, przesuwamy, tworzymy przejścia (cross-fade), zgłośnienia, ściszenia. Możemy edytować obwiednię głośności, stosować tzw. ducking, czyli ściszanie jednego śladu, gdy na innym pojawia się sygnał audio. Jak najbardziej da się stosować ripple editing, czyli przy przesuwaniu lub przycinaniu klipu przesuwają się klipy z tego samego lub sąsiednich ścieżek.

Ciekawą i ułatwiającą montaż funkcją jest fakt, że jeśli klikniemy na górną połowę klipu i przeciągniemy myszką, przesuniemy ten klip. Zrobienie tego samego na dolnej połowie klipu spowoduje zaznaczenie na osi czasu. Pamiętam, że początkowo denerwowało mnie to, ale teraz bardzo brakuje mi podobnej funkcjonalności w Reaperze.

Także w przypadku montażu końcowym etapem powinien być "render", czyli stworzenie pliku wynikowego, "spłaszczonego" i z zastosowanymi wszystkimi efektami. Do tego momentu wszelkie operacje na klipach są niedestrukcyjne i odwracalne. Jeśli ktoś chce zapoznać się ze sposobem pracy w WaveLabie, polecam obejrzeć film instruktażowy dla WaveLab Cast 2 (jest to wersja jeszcze bardziej uproszczona niż Elements):

Nowości

Poza ekranem powitalnym, czyli "asystentem", znajdziemy w wersji dwunastej parę ciekawych nowości - pełną listę można przejrzeć tutaj.

Jak dla mnie, dość istotną sprawą jest Built-in ASIO driver. WaveLab pracuje wyłącznie ze sterownikami ASIO, co staje się problematyczne, jeśli producent interfejsu audio czy karty muzycznej takiego sterownika nie zapewnia. Trzeba się było wtedy męczyć z ASIO4ALL, który nie jest wzorem stabilności i zgodności. Built-in ASIO driver rozwiązuje ten problem, bo jest swego rodzaju "nakładką" na standardowy sterownik windowsowy.

Mnie bardzo, bardzo ucieszyła opcja szybkiego ściszania/pogłaśniania o 6/9dB zaznaczonego fragmentu - z możliwością podpięcia pod te funkcje skrótów klawiaturowych. Zdecydowanie przyspiesza to pracę nad materiałem audio, a szczególnie nad ściszaniem oddechów.

Miłym, choć na pewno nie kluczowym dodatkiem jest wyświetlanie na wykresie waveform specjalnej nakładki, która pokazuje odczuwalną głośność danego fragmentu:

Jeśli już przy prezentacji graficznej dźwięku jestem, pojawił się widok Rainbow, w którym prócz normalnej prezentacji amplitudy dźwięku, jak w widoku Waveform, poszczególne elementy są kolorowane w zależności od częstotliwości. W związku z tym, że wersja Elements nie ma możliwości ustalania częstotliwości czy kolorów, wklejam okienko z wersji Pro, żeby dać rozeznanie, które kolory odpowiadają za które częstotliwości:

Przydatną sprawą dla osób opracowujących tutoriale i poradniki jest funkcja wyświetlenia ikony myszki i naciskanych klawiszy:

Prócz tego naprawdę dodano sporą liczbę małych udogodnień w rodzaju przyciągania do kursora czy punktów czasowych, synchronizacji położenia kursora, kolorowania klipów, ignorowania wtyczek VST2.x czy wsparcia formatu Opus.

Na koniec pochwalę się osobistym wkładem w rozwój WaveLaba - mianowicie dzięki moim rozmowom z autorem programu pojawiła się w nim funkcja tworzenia chapterów (rozdziałów) na podstawie markerów w formacie Spotify i YouTube'a.

Migracja na wyższą wersję?

Na koniec musi paść tradycyjne pytanie, czy opłaca się wysupłać 35 euro na aktualizację z wersji 11.2 (40 euro z wersji wcześniejszych)? Otóż... nie jestem w stu procentach przekonany. Niby uniwersalny sterownik ASIO i ułatwienia w edycji głośności oraz liczne wizualne nowinki są bardzo przyjemne i w "dwunastce" naprawdę całkiem sensownie da się pracować i produkować np. podcasty, to jednak cena wydaje się nadal spora za te zmiany. Jeśli ktoś dużo montuje i przyzwyczaił się do pracy we wcześniejszej wersji Elements - to tak, zdecydowałbym się. Ale jeśli ktoś czekał z zakupem specjalnie na wersję 12, spodziewając się jakichś kluczowych i potężnych zmian, to ich tu po prostu nie ma. Naprawdę warto przejrzeć listę nowości, żeby po wydaniu 160-180zł nie mieć wrażenia dużego niedosytu.

Komentarze