Genesis Pro - król jest nagi?

Jakiś miesiąc, półtora miesiąca temu w miejscach odwiedzanych w internecie przez muzyków pojawiła się elektryzująca informacja: oto Ummet Ozcan (o którym dowiedziałem się wówczas po raz pierwszy, przyznaję) postanowił stworzyć nowy, rewolucyjny i najlepszy syntezator VST, a co więcej - sprzedawać go za szaloną cenę 1 euro! Rozpoczęła się wielka akcja pompowania balonika - Ummet publikował filmiki, pokazujące grę na nowym instrumencie i prezentujące brzmienia (przyznać trzeba, że całkiem niezłe), a ludzie się nakręcali, jaki to zaraz dostaną świetny produkt (i to za grosze!)

Potwór Frankensteina

Zacząłem mieć wątpliwości od strony informatycznej, kiedy strona Ummeta nie wytrzymała po raz pierwszy, w momencie ogłoszenia, że można się zapisywać do newslettera. No, ale zgoda - rzeczywistość przerosła oczekiwania, ludzie się nakręcili i bombardowali nieprzygotowany do takiego obciążenia serwer. Zdarza się, zwłaszcza na początku.

Druga wątpliwość naszła mnie, gdy przeczytałem, że Genesis Pro ma wyjść tylko jako 32-bitowy VST. W 2020 roku? Hm... podejrzane. Dlaczego autor zdecydował się na taki krok? Odpowiedź okazała się prosta. Ummet nie jest programistą, zaś Genesis Pro został "wyklikany" w jednym ze środowisk do tworzenia własnych wtyczek - Synth Edit. A że Synth Edit był w wersji 32-bitowej, to i Genesis Pro jest taki. Płynie stąd smutny wniosek, że zwyczajnie wersji dla Maka i dla sześćdziesięciu czterech bitów NIE BĘDZIE. Chyba, że Ummet wykupi licencję na 64-bitową wersję Synth Edita.

No i nadszedł czas premiery. Oczywiście, zgodnie z przewidywaniami, serwer nie wytrzymał obciążenia i błąd numer 500 pokazywał się aż do południa. Postanowiłem bowiem odżałować ten 1 euro i przyjrzeć się z bliska muzycznej rewolucji, która ma wywrócić rynek do góry nogami, jak to zapowiadał twórca. W końcu udało się, a ważący 600MB (sic!) instalator znalazł się na moim dysku.

Czy Genesis Pro daje radę?

Z uruchomieniem syntezatora miałem niejaki problem, bo w zasadzie do współpracy udało mi się zmusić tylko Reapera oraz FL Studio (obie te aplikacje obsługują jeszcze wtyczki 32-bitowe). Kłopot w tym, że nie wyświetlało się okno syntezatora. Po dłuższej chwili okazało się, że DAW trzeba uruchamiać jako administrator, inaczej instrument nie działa... No cóż.

Koniec końców jednak niezawodny Reaper dał radę wyświetlić Genesis Pro i można było zacząć przesłuchiwać dostępne presety, demonstrujące potencjał nowego giganta rynkowego. Cóż można powiedzieć - brzmienia same w sobie są dość imponujące, ale zdecydowanie większe wrażenie zrobiła na mnie swego czasu Diva, więc o jakiejkolwiek rewolucji nie ma tutaj mowy. Firmowych presetów jest zaledwie 128, więc nie ma rady, trzeba "wykręcać" własne.

Budując nowe brzmienie, możemy się zdecydować na pracę z dwoma normalnymi oscylatorami (o standardowych przebiegach), z jednym oscylatorem normalnym, a jednym "samplowanym" oraz na swego rodzaju combo złożone z czterech ustalanych niezależnie przebiegów. Do tego mamy zaledwie 2 generatory wolnych przebiegów (LFO) oraz raczej standardowe obwiednie i filtry, wzbogacone o efekty i skromniutką "matrycę", gdzie możemy wskazać, że np. aftertouch ma mieć wpływ na wysokość dźwięku (czy na inny parametr oscylatora lub modulatora). No i to tyle.

Z ciekawych rzeczy wyszukałem X-Gen Tone Generator, który pozwala generować losowo brzmienia w trzech różnych kategoriach: soft tone, hard tone i plucked tone, co czasem nawet daje ciekawe wyniki, więc leniwi mogą klikać i sprawdzać, aż program sam nie wylosuje im czegoś ciekawego.

Podsumowując tę część: nie jest to, oczywiście, żadna rewolucja i istnieje całe mnóstwo równie ciekawych, a może i ciekawszych darmowych syntezatorów. W dodatku takich, które działają w środowisku 64-bitowym i na Makach. Balonik pękł więc z hukiem...

Kopiąc leżącego

Na domiar złego (32 bity, konieczność uruchamiania DAW z prawami administratora), Genesis Pro jest bardzo słabo zoptymalizowany (zgaduję, że w ogóle, bo został zwyczajnie wygenerowany). Nie robiąc nic, tylko wyświetlając się na ekranie (nie wydając żadnego dźwięku!), program "zjada" nawet 10% procesora, zajmując 600MB w pamięci. Każda kolejna instancja zabiera tyle samo, więc jeśli chciałbym zrobić sobie gęstą aranżację, to niestety, bardzo szybko doszedłbym do granicy. Co gorsza, gdy instrument już zacznie grać, bardzo szybko okazuje się bardziej procesorożerny niż wspomniana już Diva, a to wyczyn nie lada. W dodatku na moim komputerze przy buforze 256 wyzwalanie dźwięków powodowało powstawanie trzasków - tego nie robi nawet Diva.

Podsumowując

Po raz kolejny okazuje się, że marketing wygrał z pragmatyką. W obecnej postaci Genesis Pro jest tylko ciekawostką, bo według mnie nie ma niczego, co by uzasadniało wybranie go jako np. głównego instrumentu. Wszystko ma standardowe (może poza generatorem losowym), za to wymagania sprzętowe takie, że ho, ho! Najgorsze, że aby się pozbyć mankamentów tego syntezatora, trzeba by go po prostu NAPISAĆ od podstaw (podejrzewam, że nawet 64-bitowa wersja Synth Edita nie optymalizuje kodu). Wtedy - jestem pewien na 100% - działałby szybciej, wydajniej, a dodatkowo łatwiej byłoby go dostosować do innych platform. Może Ozcan ma taki plan - ja dołożyłem cegiełkę i będę teraz obserwował rozwój (jeśli taki nastąpi). Może faktycznie zgromadzi się jakaś grupka fascynatów i przerobi Genesis Pro tak, by pasował do buńczucznych haseł reklamowych?...

Komentarze