Jak Groove Agent jednak wygrał z Battery
Używam Native Instruments Battery od bardzo dawna. To taki sprawny "odgrywacz" sampli (na ogół perkusyjnych), który zastąpił mi wszelkie Drumaxxy, Shreddage Drumsy i tym podobne wynalazki. Nawet Impact XT ze Studio One nie dał rady go "wygryźć". I oto stało się, że w poprzednim roku zacząłem używać nieco częściej Cubase - a w niego wbudowany jest Groove Agent 5 SE. No i się zaczęło.
Dlaczego Battery jest dobre?
Battery używam (czy używałem?), bo było okrutnie proste, a jednocześnie pozwalało na całkiem sporo. Już wyjaśniam: przede wszystkim dzięki Battery nareszcie jako tako "ogarnąłem" puchnącą kolekcję próbek perkusyjnych (których na chwilę obecną mam pewnie z kilkadziesiąt gigabajtów). W prosty sposób mogłem tworzyć swoje własne zestawy, zbierając różne próbki i przypisując je do określonych padów. Nic też nie stało na przeszkodzie, by wykorzystać jeden z kilkudziesięciu gotowych zestawów, nieco dopasowując go do własnych potrzeb.
Bo i w dopasowywaniu Baterry jest bardzo dobre. Oprócz tak oczywistych spraw, jak położenie w panoramie i głośność, da się dodać filtr, kompresor, pogłos, delay czy zmienić wysokość dźwięku. Bez problemu da się też zestaw przemapować, co - dobrze pamiętam - szalenie ułatwiło mi rewitalizację nagrań na płytę Flashback. Czego chcieć więcej?
A dlaczego Groove Agent jest lepszy?
Bo ma to, co Battery i jeszcze trochę więcej - nawet wersja SE, ja natomiast korzystam z wersji pełnej. Przede wszystkim daje dostęp do patternów, czyli z dźwięków pojedynczego zestawu można ułożyć sobie całe fragmenty - wypełnienia, zakończenia, różne warianty rytmiczne. I je też da się przypisać do padów i... nimi grać. Można także, oczywiście, przeciągać patterny bezpośrednio do programu DAW, dzięki czemu zawsze zachowujemy zapis MIDI (a jak uczy doświadczenie, nie należy zbytnio polegać na instrumentach i zostawiać wszystkiego w ich "wnętrzu").
Miłe dodatki
W Groove Agencie jest też nieco bardziej rozwinięta edycja próbek, włącznie z tym, że można rozdzielać brzmienia na część tonalną i "szumową", po czym osobno edytować im np. obwiednię. W obu wtyczkach dostępne jest korzystanie z wielu wyjść, dzięki czemu można osobno miksować poszczególne instrumenty zestawu perkusyjnego. Tutaj też przewagę ma Groove Agent, zwłaszcza jeśli korzystamy z niego wewnątrz Cubase'a - można bowiem jednym kliknięciem przenieść ustawienia kanałów z wnętrza pluginu na kanały w Cubase, łącznie z ustawieniami filtrów, kompresora, korektora itp.
Bardzo ciekawa jest także funkcja tworzenia próbek i patternów z gotowej pętli: dzielimy taką pętlę na "plasterki" i upuszczamy na okienko Groove Agenta. Ten wyciągnie z pętli poszczególne instrumenty, podmapuje je do padów, a dodatkowo stworzy od razu pattern, który będzie brzmiał praktycznie identycznie, jak źródłowa pętla (choć już będzie odtwarzany z pociętych kawałków). Stąd już tylko krok do podmiany niektórych brzmień na bardziej pasujące do naszej koncepcji i voila!, mamy nowy rytm.
Umarł król, niech żyje król!
Przyznam się, że ta cicha migracja z Battery do Groove Agenta odbyła się jakoś tak... naturalnie. Nie była to rewolucja, raczej powolna rezygnacja z Battery. Całkowita "transformacja" dokonała się w momencie, gdy w cubase'owym szablonie zastąpiłem Battery Groove Agentem.
Niemniej będę ciepło wspominał produkt Native Instruments - służył mi wiernie wiele lat i nie pamiętam, żeby kiedykolwiek zawiódł. Kto wie, może jeszcze do niego wrócę za jakiś czas?
Komentarze
Prześlij komentarz