Instrumentalne rozczarowania
Jako że przeszedłem już okres fascynacji instrumentami VST oraz bezkrytycznej wiary w materiały promocyjne producentów, pora rzucić okiem na posiadany zestaw instrumentów i wskazać te, które zupełnie się nie sprawdziły (przynajmniej do tej pory). Przy czym należy mieć na uwadze, że nie uważam poniższych instrumentów za totalne badziewie, które do niczego się nie nadaje - nie, to są świetne instrumenty, ale z różnych przyczyn nie dopasowały się do mojego sposobu pracy i gustu dźwiękowego (tak to nazwijmy).
Izotope Iris 2
Zdecydowanie największe rozczarowanie i największa pomyłka zestawienia. I przykład, jak bardzo można się zasugerować filmikiem od producenta. Prezentacja Iris 2 mnie uwiodła - wyobraziłem sobie, jakie fajne dźwięki można tu uzyskiwać i to zadecydowało o zakupie. Po instalacji i wstępnym przesłuchaniu mina mi zrzedła. Próby tworzenia czegoś swojego spaliły na panewce. W rezultacie instrument pokrył się już grubą warstwą wirtualnego kurzu i w zasadzie go nie włączam.
Absynth 5
Tego zupełnie nie rozumiem. Absynth to naprawdę fajny instrument i jak oglądam sobie filmiki, na których ludzie tworzą swoje brzmienia, to aż chce się samemu spróbować. A to już nie wychodzi. Sytuacji nie ratują wbudowane brzmienia, które są (jak dla mnie) zbyt wydumane i dziwne. Może przez to, że są zbyt charakterystyczne? Słowem - dla kogoś, kto tworzy unikalne brzmienia jest to chyba ideał. Dla mnie - nie...
Orbit
Najbardziej wyczekiwany przeze mnie instrument. Zaczynając zabawę z muzyką w październiku, szukałem przede wszystkim źródła szerokich, pulsujących "plam dźwięku", czyli tzw. padów. Orbit jawił się jako idealne narzędzie - sporo barw, a wszystkie o oczekiwanym charakterze. Niestety, choć od czasu do czasu skorzystam, a nawet kilka presetów samodzielnie "wykręciłem", to odbiór psują drobne potknięcia. A to puls nie chce się zsynchronizować do końca z rytmem utworu, a to pojawiają się jakieś trzaski, a to nie zapamięta się ustawienie i po ponownym wczytaniu utworu trzeba od nowa szukać brzmienia...
Morphine
Kiedy podczas oglądania tutoriali do FL Studio zobaczyłem i usłyszałem Morphine, a potem obejrzałem, jak łatwo tworzy się w nim brzmienia, zapragnąłem masowo wykorzystywać ten syntezator w swoich kompozycjach. Po kilku próbach (choć względnie udanych) przeszło mi. Teraz nie pamiętam nawet, kiedy uruchamiałem Morphine.
Cóż dodać?
Jak widać, nie wszystko złoto, co się świeci i nie wszystkie instrumenty muszą nam odpowiadać, mimo że same w sobie są całkiem niezłe. Dlatego warto testować wersje próbne i do tego wszystkich zachęcam. Uczcie się na moich błędach.
Komentarze
Prześlij komentarz