Muzyczny konstruktor

Ha, kolejny muzyczny wpis na blogu - to się staje męczące, prawda? Ale co zrobić - muzykowanie wciąga! Dzisiaj jednak nie będzie tylko próbki do posłuchania, bo mam do opisania kilka refleksji związanych z minionym "muzycznym miesiącem".

Nie jest źle

Nie jest źle przede wszystkim z działaniem sprzętu i oprogramowania. Aktualnie wykorzystuję przede wszystkim FL Studio 12, od czasu do czasu posiłkując się Cubase 8 (jednak!). W sprzęcie zaszła zmiana - zajmującego sporo miejsca Rolanda Juno G schowałem do szafy, a na biurku spoczął malutki i skromny Alesis V25 - w zupełności wystarczający do tego, co robię.

A co robię?

Wiadomo, umyśliłem sobie nagrać płytę pod roboczym tytułem "Via". Idzie to niesporo, głównie dlatego, że nadganiam zaległości w obsłudze programowych syntezatorów. Obecnie używam przede wszystkim pięciu: Sytrus, Morphine, Air Xpand!2, Serum i Absynth 5, do tego dochodzi garść darmowych "wytwarzaczy efektów" i spora góra sampli, głównie bębnów. Są jeszcze EastWest Hollywood Orchestra i "smaczki" w rodzaju Heavyocity Vocalise czy Sonivox Cinematic Percussion. Sporo tego.

"Najgorsze" jest w tych wszystkich świetnych instrumentach to, że zamiast tworzyć muzykę z ich pomocą, człowiek wpada w studnię bez dna i po prostu "rzeźbi dźwięki". Poza Xpand!2, pozostałe cztery programy to świetne syntezatory, stosujące rozmaite techniki wytwarzania dźwięków (a nie wiedziałem, że tych technik jest tak wiele!). I później siedzę sobie przy takim, dajmy na to, Serum, gdzie źródłem dźwięku może być... plik graficzny (serio - program przetwarza obrazy na matrycę fal dźwiękowych!) i kręcę gałami, przestawiam przełączniki i brzdąkam, a ze słuchawek dobiegają przeróżne cuda.

Powiadam Wam, zabawa jest naprawdę przednia, ale i też przerażająco wciągająca. Siadam z pomysłem na utwór, zaczyna coś wreszcie pasować, gdy dochodzę do wniosku, że np. w tym momencie fajnie byłoby zagrać jakieś przyjemne solo ciekawym brzmieniem. Otwieram Absyntha i... po godzinie orientuję się, że przecież tam gdzieś w tle jest utwór do napisania, a ja słucham brzdąkań coraz to nowych dźwięków...

Bez narzekania

Absolutnie jednak nie narzekam na nic. Mam chyba wszystko, czego potrzebuję - nawet odnoszę wrażenie, że ciut za dużo tych źródeł dźwięku mi się potworzyło. Tylko czasu brak, chociaż kradnę go ze wszystkich możliwych zapasów. Powiem Wam jednak, że chyba pierwszy raz odkąd zajmuję się muzyką, nie czuję ograniczeń. Tych dwadzieścia lat temu zawsze coś przeszkadzało - klawiatura z małymi, nieczułymi na dynamikę klawiszami (tak, PSS-780, na Ciebie patrzę!), instrument z brzmieniami, które do końca nie satysfakcjonowały, brak samplera, brak możliwości edycji danych audio, kiepski odsłuch (he, he, aż dziw, że to właśnie wtedy nagrałem praktycznie całą moją muzykę). A teraz - ogranicza tylko brak czasu (bo pomysły są, już doszedłem do tego, że budzę się w nocy i mruczę pomysły do dyktafonu - szaleństwo!)

No, to zobaczymy, jak się cała sprawa dalej potoczy. Na razie - krótki fragment do posłuchania:

Komentarze