[K] ImageLine FL Studio 12
Postanowiłem poświęcić nieco czasu i napisać parę słów na temat programu, który umożliwił mi nagranie materiału do albumu "Via". To FL Studio 12 firmy Image-Line.
DAW
Podstawą pracy w domowym studio muzycznym jest DAW (ang. digital audio workstation), czyli program, w którym można na wielu ścieżkach (śladach) umieścić np. nuty dla instrumentów, różne dźwięki czy fragmenty przygotowane w programach zewnętrznych, wokale itp. DAW potrafi to wszystko odtworzyć w zadanym tempie, ale - oczywiście - na tym jego możliwości się nie kończą. Dochodzi tu między innymi kwestia miksowania, efektów, które można dla danej ścieżki zaaplikować (np. pogłos), automatyzacji (np. można na "osi czasu" zapisać zmiany ustawień - tempa, głośności itp.) czy możliwości współpracy z profesjonalnym sprzętem.
Jak już kiedyś pisałem, przez długie lata byłem "uzależniony" od programu Cubase firmy Steinberg - bo się go ćwierć wieku temu nauczyłem jeszcze na Atari ST (gdzie, notabene, nie był jeszcze DAWem, tylko "zwykłym" sekwencerem).
Tak to się, panie, ćwierć wieku temu korzystało z Cubase'a!
Cubase 8 Elements - zmiany w porównaniu do wersji z Atari ST są znaczne.
Zmiana programu DAW jest bolesna - nie można przenieść starych projektów do nowego środowiska (każdy DAW ma własny format plików), ciężko przezwyciężyć przyzwyczajenia, a często nowy DAW = nowa filozofia pracy. Tak właśnie było przy przechodzeniu z Cubase do FL Studio.
Jak żyć?
W Cubase sposób pracy jest prosty i oczywisty: dostajemy wiele ścieżek, na których nagrywamy to, co chcemy i później odtwarzamy, za pomocą miksera ustalając parametry każdej ze ścieżek. Jak w wielościeżkowym magnetofonie. W FL Studio jest... inaczej.
Podstawą pracy w FL Studio jest pattern, czyli krótki (lub dowolnie długi) fragment grany przez jeden lub wiele instrumentów. Później z patternów składa się cały utwór, całkiem jak z klocków.
Pojedynczy pattern - widoczna lista wszystkich instrumentów z przypisaniem ich do kanałów w mikserze, a po prawej - miejsce na nutki.
Brzmi prosto, ale pamiętam, że dobry tydzień zajęło mi zrozumienie, jak to działa w praktyce. Bo w FL Studio dość nieszczęśliwie (pod względem logiki) wszystko rozmieszczono. Lista instrumentów, których używamy w utworze? No, jest, ale w oknie, które nazwane zostało "Channel rack" i służy do... edycji patternów. Tam jest pełna lista, obojętnie, czy używasz danego instrumentu w patternie, czy nie. Więcej, jeśli usuniesz instrument w tym oknie, myśląc że usuwasz go tylko z patternu (w końcu edytujesz pattern, no nie?), usuniesz go również z utworu.
Nutki dla konkretnego instrumentu można wpisywać zarówno w edytorze patternu (te prostokąciki to kolejne nutki, zwykle szesnastki), jak i w specjalnym edytorze, zwanym piano roll, znanym także z innych programów DAW:
Piano roll, czyli edytor nut. Prosto i czytelnie.
Idźmy dalej - główny obszar roboczy, na którym tworzysz utwór, to "Playlist". Tutaj, na siatce, rozkładasz swoje patterny i możesz je odtwarzać. Ścieżka (ang. track) nie jest związana ani z konkretnym instrumentem, ani kanałem (do kanałów zaraz przejdę). Można w ogóle zapomnieć o takim pojęciu jak ścieżka - po prostu umieszczasz w tabelce swoje "klocki" i już.
Całe okno programu. Widoczna playlista, edytor patternów i mikser oraz pozostałe elementy.
Co ciekawe, na obszar playlisty można przeciągnąć dowolne pliki dźwiękowe (np. w formacie WAV lub MP3) - staną się one wówczas także patternami, ale audio:
Pliki audio jako patterny w polu playlisty.
Można je dowolnie duplikować, przenosić, przycinać, można także wczytać je do wbudowanego edytora audio o nazwie Edison i tam bardziej precyzyjnie "dopieścić" - ale przyznam, że jednak takie edytory, jak Audacity czy Wavosaur radzą sobie z tym lepiej.
Edytor Edison w akcji. Na początku trzeba mocno patrzeć na podpowiedzi, bo same ikonki nie są zbyt wymowne.
No i trzeci ważny element programu - mikser. W mikserze widzisz kanały, do których przypisane są instrumenty (nie ścieżki, nie patterny, tylko instrumenty właśnie). Tutaj decydujesz o głośności, rozmieszczeniu w panoramie stereo, zaaplikowaniu efektów lub korekcji.
Mikser w wersji kompaktowej.
Na początku trudno się w tym połapać, a zwłaszcza w tym, że nie ma praktycznie żadnego połączenia (poza automatyzacją) między mikserem a playlistą, podczas gdy w większości programów DAW takie połączenie aż się narzuca. Co więcej, chaos zwiększa się przez to, że FL Studio bardzo lubi kolorować i nazywać - możemy więc pokolorować i nazwać po swojemu instrumenty, patterny, ścieżki i kanały w mikserze. Fajnie, tylko nie ma nad tym żadnej kontroli, więc chwila nieuwagi i już "zielony bas" będzie grał żółtym patternem na niebieskiej ścieżce, a w mikserze będzie widniał na pomarańczowo.
Nie narzekam
Tak, naprawdę nie narzekam. Po przyzwyczajeniu się wszystko jest do ogarnięcia, trudne są tylko początki. I ostatecznie wychodzi na to, że praca przebiega bardzo sprawnie, skróty klawiaturowe działają jak powinny, nawet usuwanie elementów prawym przyciskiem myszki staje się intuicyjne (do tego stopnia, że w Cubase zżymam się teraz pod nosem, kiedy zamiast "malować prawym" i usuwać, muszę pracowicie wybrać gumkę i nią mazać, albo zaznaczać elementy i naciskać "Delete" na klawiaturze).
Duża zasługa w uprzyjemnianiu pracy leży po stronie interfejsu, który (chyba właśnie od wersji 12) jest napisany od nowa jako kompletnie wektorowy. Oznacza to tyle, że wszystkie elementy są skalowalne i można sobie ustawieniach dowolnie je powiększyć/pomniejszyć bez straty jakości. Koniec z rozmytymi napisami czy zbyt małymi ikonkami.
Generalnie zresztą z programem pracuje się bardzo przyjemnie, bo zwyczajnie jest on szybki (taki... lekki, chciałoby się rzec). Dość powiedzieć, że samo uruchomienie go zajmuje jakieś 3-4 sekundy, podczas gdy Cubase 8 Elements startuje równo minutę. Jedyne spowolnienia, jakich doświadczyłem w FL Studio wynikały w zasadzie wyłącznie z uruchamianych instrumentów - ale tu już trudno narzekać na sam DAW. Przy czym spowolnienie pojawiało się tylko przy pierwszym ładowaniu instrumentu, później wszystko przebiegało już sprawnie.
Kapitalną sprawą, o której grzechem byłoby nie wspomnieć, są aktualizacje. Otóż, moi drodzy, w świecie, gdzie producenci coraz częściej wprowadzają abonamenty, żeby regularnie "doić" klientów, zaś inni za przejście na wyższą wersję, czyli upgrade, żądają wcale niemałych pieniędzy, posiadacz FL Studio nic nie musi. Bo ma dożywotnią licencję na aktualizacje i nie musi niczego nikomu płacić. Po prostu ściąga uaktualnienie i już. Strasznie to miłe i nie powiem, żeby nie miało pewnego wpływu na wybór tego właśnie DAWa.
Nie jest różowo
To nie ideał, na pewno. Mam parę zastrzeżeń do stabilności, zwłaszcza przy korzystaniu z wtyczek VST, które wprawdzie nie powodowały "wysypania się" DAWa, ale odmawiały posłuszeństwa i trzeba było sztuczek, by je zmusić do pracy. Trochę czasu spędziłem też na próbie renderowania Hollywood Orchestra do pliku - w programie wszystko grało pięknie, przy renderowaniu dźwięki się urywały, jak grane staccato.
Najdziwniejszy i najbardziej irytujący problem, z jakim się spotkałem, wynika jednak z filozofii pracy. Chodzi o coś tak trywialnego, jak transpozycja fragmentu utworu. W takim Cubase po prostu zaznaczałem zakres, wybierałem ścieżki i kazałem na wszystkich podnieść wysokość dźwięku o zadany interwał. Tutaj tak się nie da, bo nie ma ścieżek - trzeba najpierw ręcznie zduplikować potrzebne patterny (tak, tak, ponazywać je też) i dla każdego instrumentu w patternie dokonać ręcznie transpozycji. Co przy bogatym aranżu daje zamiast 15 sekund godzinę (pewnie przesadzam, ale kilkanaście minut na pewno) nikomu niepotrzebnej pracy.
Tak czy owak jednak, FL Studio 12 jest bardzo dobrym programem. Mimo początkowych trudności, dało się go okiełznać i okazał się bardzo efektywnym narzędziem. Aha - uwaga - nie twierdzę, że jest obiektywnie LEPSZY od Cubase - okazał się lepszy DLA MNIE.
No i byłbym zapomniał - tym razem trochę bardziej dynamiczny fragment:
Komentarze
Prześlij komentarz