[K] Zapomniane wtyczki

W związku z przeprowadzką niewiele się dzieje na polu, khm, twórczym, zwłaszcza muzycznym. Nie bardzo jest czas, a nawet jak już do czegoś siądę, to brakuje pomysłów. Idealny czas, żeby nadrobić zaległości.

A zaległości są takie, że mimo posiadania wielu narzędzi, nadal mam mało wiedzy, jak je w pełni wykorzystać. Ostatnio np. dzięki artykułowi w "Estradzie i Studio" odkryłem, że mogę znacznie polepszyć brzmienie gotowych utworów, bo mam kilka (z palety 38!) wtyczek od IK Multimedia, służących do masteringu i dających świetne efekty (o ile używa się ich z głową). Do tej pory ich nie stosowałem, bo nie bardzo wiedziałem, jak je ustawić, a i, prawdę mówiąc, nie bardzo czułem taką potrzebę. Dopiero "produkcja" płyty Runaway pokazała dobitnie, że nie potrafię sprawić, by moje utwory były odpowiednio głośne i... "mięsiste".

Do rzeczy jednak - chodzi tutaj przede wszystkim o wtyczki Master Match i One z pakietu T-RackS, które przy odpowiednim obchodzeniu się z nimi potrafią naprawdę sporo.

Master Match

Filozofia działania tego narzędzia bazuje na idei porównania swojego nagrania z nagraniami referencyjnymi. Czyli - mamy jakieś ulubione nagrania, których brzmienie wydaje nam się doskonałe i chcielibyśmy, aby nasz utwór brzmiał podobnie dobrze. Master Match właśnie do tego służy - wczytujemy do niego maksymalnie trzy utwory referencyjne i "uczymy" nimi program. Potem wynik analizy stosujemy do naszego nagrania, co powoduje, że brzmienie staje się podobne do wzorców. Wygląda to w praktyce trochę jak czary, ale rzeczywiście się sprawdza!

One

Ta wtyczka to swego rodzaju "ulepszacz" nagrań. Wygląda jak złota skrzynka z wieloma pokrętłami, ale to jest ewidentnie to narzędzie, którego potrzebowałem pół roku temu, by porządnie przygotować materiał na płytę i żałuję, że odkrywam go dopiero teraz.

Tutaj, w odróżnieniu od Master Matcha, nie ma wzorców i efekt zależy wyłącznie od naszego ucha. Wtyczka to taki kompresor, połączony z korektorem i "poszerzaczem" obrazu stereo. Pracuje się z nim bardzo intuicyjnie - włączamy nasz utwór i "kręcimy gałami" aż do uzyskania konkretnych efektów. Za dużo wysokich częstotliwości? Skręcamy je. Za mało basu? Podbijamy. Trochę więcej "drapieżności"? Mamy wielkie pokrętło "Push". I tak dalej, i tak dalej.

Jedyny problem z tą wtyczką jest taki, że trudno przestać poprawiać. No i porównanie z materiałem źródłowym wypada dla tego materiału bardzo niekorzystnie, zwłaszcza jeśli mocno przesadzimy - pierwotne nagranie brzmi cicho, płasko i po prostu brzydko, mimo że wcześniej wydawało się niemal idealne.

Lepiej późno niż wcale

Dobrze, że przeczytałem styczniowy numer "Estrady i Studia" - inaczej pewnie nigdy bym tych wtyczek nie zastosował. Problem jedynie w tym, że obecnie... nie mam ich na czym stosować, bo nowy materiał nie powstaje. Za to kiedy w końcu coś się "urodzi", na pewno zostanie przez te wtyczki przepuszczone. Koniec ze zbyt cichymi płytami!

Tylko obym zachował umiar i zdrowy rozsądek...

Komentarze